sobota, 24 grudnia 2016

Opowieść wigilijna Leona Verdasa


Myślę, że świąteczny OS będzie najlepszym prezentem świątecznym ode mnie dla was. Miłego czytania i niech duch świąt zawsze będzie w waszych sercach. 



 Opowiem wam historię,która wydarzyła się nie pięć nie dziesięć a pięćdziesiąt lat temu. Byłem jeszcze młody i nie myślałem zbyt wiele o przyszłości. A więc...
 Był pierwszy grudnia roku 2016 poszukiwałem nowej sekretarki do mojej firmy. Miałem 26 lat w dość młodym wieku objąłem firmę po moim ojcu. Alex Verdas zmarł gdy miałem 19 lat byłem jego jedynym synem a co za tym szło jedyną osobą, która mogła przejąć jego gigantyczną instytucję. Brakowało mi ojca przez lata nim się obejrzałem stałem się osobą całkowicie pozbawioną uczuć. Jednak o tym później. 
 Siedziałem w gabinecie z okna widać było jak ludzi pochłania przedświąteczna głupawka. Wraz ze śmiercią ojca Boże narodzenie stało się dla mnie niczym. Moja mama wielokrotnie zapraszała mnie na wigilię licząc, że pozna moją wymyśloną przeze mnie narzeczoną. 
- Panie Verdas ktoś do Pana.- Oderwałem się od oglądanie tego co się dzieje za oknem. 
- Proszę przyprowadzić,- Nawet nie spojrzałem na mojego pracownika i zająłem się jakimiś dokumentami. Chwilę czytałem papiery dotyczące stanu zatrudnienia w firmie. Jeśli zarobki nie wzrosną to po nowym roku kilka osób straci pracę. 
- Panie Verdas przyprowadziłem Panię Castillo. Ubiega się o pracę. 
- Dobrze.- Szatynka, średniego wzrostu o głębokim czekoladowym spojrzeniu. która później zawróciła mi w głowie niepewnym krokiem przekroczyła próg mojego gabinetu. 
- Dzień dobry.- Cóż już na samym początku zaimponowała mi. 
- Ubiega się pani o pracę jako moja sekretarka. Jakie ma pani doświadczenie? 
- Zaczynałam dość niewinnie moją pierwszą pracą była posada księgowej w jednej ze szkół. Wychodzę z założenia, że od czegoś trzeba zacząć a żadna praca nie hańbi. Chyba, że pani do towarzystwa.- W tym miejscu zaśmiała się delikatnie. Byłem nieświadom tego, że ten uśmiech będę wspominał do końca życia.- Lecz wracając do tematu. Po pracy w szkolnej księgowości przeniosłam się na stanowisko sekretarki w jednym hoteli jednak nie zabawiłam tam długo gdyż hotel zbankrutował. Następnie pracowałam w kilku biurach. Wczoraj natrafiłam na pańskie ogłoszenie i stwierdziłam, że grzechem byłoby nie skorzystać.- Zaskoczyła mnie. Swoim doświadczeniem jak i osobowością. Byłbym idiotą gdybym nie dał jej tej pracy. 
- Cóż nie pozostaje mi nic innego jak dać Pani tą pracę. Musimy podpisać odpowiednie dokumenty i będzie Pani częścią mojej firmy.
 Wciąż pamiętam jej pierwszy dzień w pracy. Był 10 grudnia jak zawsze punktualnie przekroczyłem próg instytucji, której jestem właścicielem. Jak zwykle w mojej prawej dłoni niosłem gorąca kawę zakupioną w pobliskiej kawiarni. Zamiar wypicia jej w zaciszu mojego gabinetu czytając i podpisując kolejne dokumenty. Drobna szatynka przecięła  mi drogę tym samym wpadając na mnie. W rezultacie gorąca kawa wylała się na moją śnieżnobiałą koszulę jednocześnie parząc mój tors. 
- Tak bardzo cię..to znaczy Pana przepraszam.- Krzyczałbym na każdą inną osobę. W niej było coś co mi nie pozwoliło. Była tak niewinna ja jednocześnie pewna siebie. 
- Proszę do mojego gabinetu.- Ruszyłem do mojego biura po stukocie szpilek wiedziałem też, że kobieta idzie za mną.
- Rozumiem, że zostanę zwolniona. 
- Normalnie bym to zrobił lecz Pani tylko pojedzie do mojego mieszkania po koszulę. Tutaj jest adres i klucze.
 Dni mijały a od wydarzenia z kawą mieliśmy z Violettą coraz to lepszy kontakt. Codziennie po pracy chodziliśmy na spacery. Kontakty szaf-pracownik odeszły w zapomnienie. Byliśmy na etapie przyjaźni. Dnia 21 grudnia odbywałem rozmowę z jednym pracownikiem, której świadkiem była szatynka. Było to coraz częstsze zjawisko, że spędzała czas w moim gabinecie. Nie przesadzało mi to dobrze czułem się w jej towarzystwie. 
- Panie Verdas obiecuję, że to więcej się nie powtórzy. 
- Oczywiście, że się nie powtórzy bo Pan tu już nie pracuje.- Rzekłem i usiadłem w fotelu. Mój były już pracownik opuścił pomieszczenie. 
- Dlaczego to zrobiłeś? Każdy ma prawo się pomylić? 
- Tylko, że jego pomyłka mogła pociągnąć całą firmę na dno. 
- Padro jest jedyną osobą, która utrzymuje jego rodzinę. Ma poważnie chorą żonę i trójkę dzieci. 
- A to już nie jest mój problem. 
- Jesteś chamem, że zrobiłeś mu to tuż przed świętami.- Taki właśnie byłem. Nie obchodzili mnie inni ludzie. A święta nie istniały. 
- Świąt nie ma to tylko chory wymysł ludzi by zrobić sobie wolne. 
- Leon jak to nie ma świąt? Bóg...
- Boga też nie ma gdyby był mój ojciec by nadal żył.
- Nie wiedziałam, że jest aż tak źle.- W tamtej chwili nie wiedziałem o co jej dokładnie chodzi. Zrozumiałem to później. 
 Wigilię jak zawsze spędzałem sam o ile wigilią można nazwać picie whisky w ciszy. Z Violettą nie widziałem się od naszej rozmowy. Wciąż nie wiedziałem o co chodziło w jej słowach. Moją samotność przerwała szatynka od tak wchodząc sobie do mojego apartamentu. Normalnie bym się wściekł ale byłem ciekaw co ma mi do powiedzenia. 
- Ubieraj się. 
- O co ci chodzi? 
- Powiem ci wszystko pod jednym warunkiem pójdziesz ze mną w jedno miejsce.- Nie wiedziałem w co się pakuję jednak moja ciekawość wzięła górę. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Violetta prowadziła mnie przez miasto. Trzymaliśmy się za ręce ktoś powiedziałby, że jesteśmy parą. 
- To tutaj.- Zatrzymaliśmy się pod kościołem. 
- Może na pasterce duch świąt znów zamieszka w twym sercu.- Coś mną kierowało normalnie bym się nie zgodził. Na początku czułem się trochę zagubiony w tym wszystkim jednak z czasem śpiewałem ze wszystkimi kolędy. Kątem oka ciągle obserwowałem moją towarzyszkę. Była uśmiechnięta a jej oczy lśniły jak nigdy dotąd. Przy wyjściu z kościoła zauważyłem bardzo bliską mi osobą. Zdecydowanym krokiem ruszyłem w jej stronę. Dzięki Violettcie przecież normalnie bym się wycofał. 
- Mamo. 
- Leon to naprawdę ty.- Z jej oczu płynęły łzy szczęścia. Dawno zapomniałam jak to jest w ramionach matki. Jak mogłem unikać jej tyle lat? Moja mama nie była tam sama a ja dowiedziałem się, że za kilka miesięcy będę miał siostrę. Gdy moja rodzicielka oddaliła się wraz ze swoim partnerem spostrzegłem, że nie ma przy mnie szatynki. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. Wydawało mi się, że spotkała jakąś znajomą i poszła złożyć jej życzenia. Jak bardzo się myliłem. Ruszyłem samotnie do domu. Święta znów nabrały dla mnie tej samej magii co przed śmiercią ojca. 
- Leon!- I tutaj jest punkt kulminacyjny mojej historii. 
- Tu jesteś.- Posłałem jej delikatny uśmiech. 
- Jak się czujesz? 
- Zaskakująco dobrze. Jakby trochę weselej. 
- Duch świąt. 
- Dziękuję.- Zbliżyłem się na dość małą odległość. Tak bardzo tego chciałem. 
- Leon nie..- Violetta położyła swoją dłoń na mojej klatce piersiowej delikatnie mnie odpychając. 
- Masz kogoś?- Tego bałem się najbardziej.
- Nie. Leon my nie możemy być razem  przynajmniej na tą chwilę. 
- Dlaczego? 
- Każdy ma swojego anioła stróża. Ja jestem twoim. Zostałam zesłana do ciebie by przywrócić w twoim sercu mafię świąt. Udało mi się. Leon teraz musimy się rozstać. Jeszcze kiedyś się spotakamy a tam będziemy razem już na zawsze.- Cała okolica pokryła się jasnym blaskiem. Niebieska jak do tej pory sukienka Violetty zamieniła się w białą. - Do zobaczenia Leon.- Jej pierzaste skrzydła wzniosły ją ku górze. 
 Po tych wydarzeniach znów zatrudniłem Pedro a moje życie zmieniło się. Święta znów się dla mnie najlepszym okresem w roku. Nie opowiadałem tego nikomu bo wzięliby mnie za wariata ale ja po 50 latach nadal pamiętam o Violettcie. Moim aniołku. 


sobota, 8 października 2016

Chłopak z drużyny.


 Violetta Castillo uczennica 3 klasy liceum. Najlepsza uczennica w szkole średnia zawsze wyżej nić 5.0. Ma również wspaniały głos wygrywała w wielu konkursach. Jej przyjaciółki są w szczęśliwych związkach z członkami szkolnej drużyny ona od ponad roku jest szaleńczo zakochana w ich kapitanie. 
 Leon Verdas zagrożony z 3 przedmiotów. Trener zagroził mu, że jeśli nie poprawi ocen zostanie wydalony z drużyny. Wiele dziewczyn szaleje za przystojnym szatynem lecz on już dawno pokochał Violette. Jednak nie zagada do niej bo twierdzi, że jest dla niej za głupi. Oprócz piłki nożnej kocha muzykę. Pisze własne piosenki z myślą, że kiedyś zaśpiewa je dla Violetty. 

Godzina wychowawcza 
*Leon*
 Nasza wychowawczyni znowu prawni nam kazania na temat uwag w dzienniku. 
- Leon. 
- Tak. 
- Twoje oceny nie są zachwycające. Wiesz z czym to się wiąże? 
- Tak. 
- Dlatego mam propozycję Violetta będzie ci pomagać w nauce. Zgadzacie się? 
- Tak. 
- A ty Violetto? 
- Nie ma problemu.- Uśmiechnęła się w moją stronę. 

*Violetta* 
Radość rozpiera mnie od środka. Leon strasznie mi się podoba. Będziemy spędzali razem więcej czasu. Mamy dobry kontakt ale nie jesteśmy aż tak bliscy. Czekam na koniec lekcji. Muszę ustalić z Leonem termin spotkania. Dzwonek rozbrzmiał w całym budynku szkoły. Klasa wyszła z pomieszczenia a Leon znikł mi z pola widzenia. Gdzie on jest przecież nie zapadł się pod ziemię? Tu cie mam. Szatyn stoi przy szafce i coś w niej przekłada. 
- Leon!- Violetta nie rób z siebie idiotki nie musisz krzyczeć przez cały korytarz. 
- Coś się stało? - Spytał zdziwiony. 
- Przyszłam się spytać kiedy masz czas na nasze korepetycje. 
- Dziś na ostatniej lekcji. Pasuje ci? 
- Tak. - Równa się to z siedzeniem w szkole do późna ale za to w jakim towarzystwie. 
- To do zobaczenia. - Dał mi buziaka w policzek. Gdy upewniłam się, że już mnie nie zobaczy szczęśliwa uciekłam do dziewczyn. 
- Co to było? 
- Ale co? 
- No to z Leonem.- Fran brnęła w szczegóły. Cała ona. Ale i tak jest najlepsza. 
- Przecież wiecie, że mi się podoba a taka okazja to jak zaćmienie słońca. 
- Ty jemu tez się bardzo podobasz słyszałam ostatnio jak gadał z chłopakami. 
- Nie była bym taka pewna. 
- Oj już daj spokój. Kiedy macie pierwszą randkę? 
- Camilla korepetycje. 
- Już daj spokój w towarzystwie podręcznika od matmy też może być romantycznie.- To poważna sytuacja a te się nabijają. 
- Pomożemy ci będziesz wyglądała ślicznie. I od matmy przejdziecie do anatami człowieka. 
- Oh niech wam będzie.- Resztę lekcji stresowałam się jak nigdy. Po ostatniej naszej godzinie ruszyłam w stronę łazienki w towarzystwie koleżanek. Nigdy specjalnie nie interesowałam się makijażem czy swoim wyglądem. Ale w tej sytuacji nie mogę popełnić najmniejszego błędu. Dziewczyny ciągle na mnie krzyczały że się ruszam, że mam nie mrugać. 
- Która godzina? - Panika ogarnęła moje już sparaliżowane ciało. 
- 14:30 a co? 
- Zaraz się spóźnię.- Wybiegłam z łazienki jak najszybciej. Żebym się teraz nie spociła i makijaż nie spłyną ze mnie a włosy się nie rozwaliły najgorszą opcją będą podarte rajstopy. Na jednym z korytarzy poczułam, że zderzam się z kimś. Ja jak to ja musiałam prawie się wywalić. Prawie bo ten ktoś musi mieć dobry refleks i mnie złapał. 
- Leon?
- Zgadza się tak mam na imię.- Czy ten człowiek zawsze się uśmiecha? Postawił mnie do poionu i w swoim towarzystwie ruszyliśmy do biblioteki.
- Z czym masz problem? 
- Ze wszystkim. 
- Nie przesadzaj. 
- Nie przesiadam jestem głąbem który nie wiem ile to dwa plus dwa. - Uroczym głąbem. Violetta skup się masz go czegoś nauczyć. 
- Zacznijmy od tego co mamy ostatnio. Posłuchaj... - Zaczęłam tłumaczyć mu wszystko chłopak bardzo szybko łapał nie rozumiem jego problemów z nauką. Rozwiązywał zadania już prawie samodzielnie i robił tylko drobne błędy wywodzące się z błędy przy obliczeniach a metoda szła mu już dobrze. 
- Zrób jeszcze to zadanie. 
- Nie umiem. 

*Leon*

Jak ona dobrze wszystko tłumaczy i ma, taką cierpliwość, łagodny, głos piękne oczy. Rozumiem wszystko ale trzeba trochę wkręcić jej kit by dłużej ze mną została. 
- Leon idę wydrukować jakieś zadania spróbuj sam coś zrobić.- Uśmiechnęła się Boże jej uśmiech powala.
- Jest taka piękna. 
- Kto? 
- Powaliło cię do reszty Fede? - Jak on.... Powiedziałem na głoś że Violetta jest piękna? 
- Przyszedłem tylko po książkę. - To on umie czytać? - A kto jest taki piękny? 
- Podręcznik od matmy wiesz jest pomarańczowy ma kwadraty i prostokąty w sumie to kwadrat to prostokąt co nie? Boisko jest prostokątne. 
- Leon pieprzysz głupoty. W tak wiem że podoba ci się Violetta. 
- Zamknij ryj i znikaj bo ona wraca.
- Z kim rozmawiałeś? 
- Fede chciał coś się spytać. 
- Mam dla ciebie książkę mamy 2 tygodnie na przeczytanie. Muszę już iść obiecałam, że pomogę mamie. To cześć. 
- Odprowadzę cię.
- Nie trzeba. 
- Mam po drodze. 
- Jeśli chcesz.- Wyszliśmy z budynku. Zapomniałem się i zacząłem sobie nucić jedną z piosenek mojego autorstwa. Piszę piosenki i to dość często. 
- Nie znam tej piosenki ale jest fajna. Podasz mi tytuł?- Zrobiło mi się trochę głupio i niezręcznie. Ale może jak jej powiem to będziemy spędzać jeszcze więcej czasu razem. 
- Sam ją napisałem. 
- Nie mówiłeś, że zajmujesz się muzyką. 
- Taki sposób na wyrażenie samego siebie. 
- Zaśpiewaj coś jeszcze. 
- A ty coś zaśpiewasz? 
- Leon wiesz, że śpiewam. 
- Lubię twój głos. - Jakim trzeba być idiotą by powiedzieć takie coś na głos. A no tak trzeba się nazywać Leon Verdas. 
- Leon...? 
- Podobasz mi się i to bardzo. - Zbliżyłem się do niej i spojrzałem w te piękne brązowe oczy. Najwyżej dostanę z liścia i odejdę ze złamanym sercem. Delikatnie ją całuję. 
- Kocham cię Leon.- Violetta bardzo mocno się do mnie przytuliła a ja nie miałem zamiaru jej puszczać.  

~♥~
Os pisany uwaga w 2014 stary jak świat zmieniany prawie w całości ale nadal słaby. 



sobota, 20 sierpnia 2016

Poczuj


Rozglądam się dookoła jednocześnie rozprostowując kości. Kilka domków letniskowych, miejsce na ognisko i altana. Czy coś więcej potrzeba by weekend spędzony z bliskimi ci osobami się udał? 
No tako można pominąć elitę. 
- Violka idziesz? 
- Tak Fran już idę.- Biorę do ręki bagaż. 
- Hej może ci pomóc?- Szatyn podchodzi do mnie. To Leon jest jakby całym szefem elity. Nienawidzę go najbardziej z nich. Podły zakochany w sobie idiota. Ale najlepsze jest, że tylko przy swoich koleżkach taki jest. Normalnie jest prze kochany i uroczy. Numerem jeden jest, że Verdas strasznie mi się podoba. 
- Nie trzeba dam radę. 
- To ci pomogę.- Uparciuch. 
- Jakoś nigdy nie rwałeś się do pomocy. 
- A może to nie chodzi i pomoc a po bliższe poznanie tak ładniej dziewczyny?- Nie rozśmieszaj mnie co? 
- Słyszysz czasem co mówisz? 
- Ahh przesadzasz. 
- Ja? Co proszę? Nie rozśmieszaj mnie.
- Ty. Widzisz tu kogoś innego z kim rozmawiam? Violetto lubisz sobie czasem wyolbrzymiać. To, że jestem taki przy kolegach to nie oznacza tego, że zachowuję się tak na co dzień. 
- Udowodnij. 
- Okej. - Odchodzi zostawiając moje bagaże przed domkiem. No ciekawe co wymyśli.
- O czym gadaliście. 
- O niczym Fran. 
- Randka? 
- Chyba w snach. Verdas chce mi udowodnić. że nie jest takim chamem jak zawsze. 
- No ciekawe, ciekawe. Dobrze idziemy się rozpakować o 19:00 jest ognisko.- Razem rozpakowujemy swoje bagaże i wychodzimy przed domek. Rozglądam się za Verdasem. Jak zwykle udaje fajnego. Nie jestem taki cały czas. W myślach próbuję naśladować jeego głos. Idiota. 
- Idziemy do chłopaków?- Razem z czarnowłosą idziemy w stronę chłopców, którzy nieudolnie próbują rozpalić ognisko. 
- Hej pomóc wam? 
- Nie trzeba radzimy sobie. 
- Właśnie widzę.- Ściągam czapkę z głowy Maxiego i zakładam na swoją.- Ładnie?- Odwracam się do Fran. 
- Ślicznie. 
- Skończcie sobie słodzić. Oddajcie mi czapkę bo czuję się nisko. 
- Jesteś niski. 
- Pomóc w czymś?- Za plecami słyszę głos Verdasa.-Mówiłem ci.- Mówi jakby jego głos maiał dotrzeć tylko do mnie. Moje ciało przechodzi jakby prąd. 
- Możesz przynieść jeszcze drewna. 
- Okej.- Szatyn odchodzi a ja odprowadzam go wzrokiem. 
- Przystojny jest co nie?- Z obserwowań wyrywa mnie brunetka. 
- Co z tego, że przystojny jak głupi. Wygląd to nie wszystko. 
- Jego średnia mówi co innego. 
- Kilka cyferek na papierku nie świadczy o poziomie inteligencji. 
- Masz rację. Idę po bluzę.- Fran odchodzi a jej miejsce zajmuje Leon. 
- Czemu mnie nie lubisz? 
- Bo wkurzają mnie taki ludzie jak ty. 
- Tacy czyli? 
- Uważają że są fajni i robią wszystko by pokazać to innym.- Spoglądam na Leona. 
- A ja cię lubię. Mimo, że ty mnie nie lubisz.- Szatyn uśmiecha się i odchodzi. Zostaję sama. Obserwuję wszystkich dookoła. Łącznie z kolegami Leona. którzy wygodnie rozsiedli się na pobliskiej ławce. Wśród nich jednak nie dostrzegłam szatyna. Z czasem słońce schowało się poza horyzont. Zrobiło się nieco chłodniej jednak nie chciało mi się iść po bluzę. Wstałam z miejsca i ruszyłam do altany,która stała nieopodal. Opieram się o ścianę chatki. Czuję miękki materiał na swoich ramionach. Przestraszona odwracam się. 
- Przepraszam nie chciałem cię wystraszyć.- Leon. Robi mi się ciepło na sercu, że to on a nie ktoś inny. 
- Dziękuję.- Naciągam bluzę chłopaka bardziej na ramiona. 
- Nie ma za co.- Uśmiecha się do mnie.Chyba zaczynam patrzeć na niego nieco inaczej.- Co tu robisz? 
- O to samo mogę zapytać ciebie. 
- Miałem dość pewnych osób i chciałem się wyciszyć. A ty? 
- Było mi zimno.- Spuszczam głowę. Szatyn przytula mnie. Spoglądam na niego zdziwiona. 
- Wiesz może jednak zmienię zdanie co do ciebie.- Mocniej wtulam się w jego ciało. Jego ramiona ogrzewają moje ciało. 
- Czyli jestem fajny?
- Tego nie powiedziałam.- Śmieję się.- Ale cenię to co robisz. Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy? 
- Bo podoba mi się pewna dziewczyna ale ona nie zwraca na mnie uwagi. 
- I co ja mam z tym wspólnego? 
- Bo ty jesteś tą dziewczyną. 
- Leon jeśli to żart to słaby. 
- Violu ja mówię prawdę. Nigdy nie żartuję w takich sprawach. - Czy on w tym momencie wyznaje mi miłość?- Powiedziałem coś źle? 
- Nie Leon jest dobrze. Tylko ja nie wiem co myśleć o tej sytuacji. 
- Nie myśl a poczuj.- Szatyn podchodzi do mnie tak, że bardziej opieram się o ścianę. Nie mam już przestrzeni by się cofnąć. Czuję jego oddech na mojej twarzy. Jego dłonie znajdują się na mojej talii. Znów przybliża się do mnie. Swoje ręce zawieszam na jego ramionach. Przestrzeń miedzy nami znika gdy szatyn łączy nasze usta w pocałunku. 
- Bo ty mi się tak bardzo podobasz ale nie wiem jak ci to powiedzieć. 
- Już to zrobiłeś.- Uśmiecham się. 
- Bardzo cię przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Ja nie wiedziałam co zrobić by ci zaimponować. Mój brat wkręcił mnie między Ludmiłę a resztę,- Chłopkach wyznaje mi. Jego brat nie jest zbyt miły. Chamski zakochany w sobie dzieciak. Myśli, że skoro jego rodzice mają kasę jego dziadek jest znany to wszystko mu wolno. Cały Federico Verdas. W sumie Leon był normalny do czasu. 
- Leon ja naprawdę mam mętlik. 
- Daj już sobie spokój z tym myśleniem. - Całuje mnie ponownie. Moje nogi są jak z waty. Gdzie on się tego nauczył? 



poniedziałek, 6 czerwca 2016

@sadprincess and @whiteking



Z dedykacją dla Wiktorii, której już dawno obiecałam tego Os'a 





16:30
@whiteKing - Hej. Ładne zdjęcie :* To ty?
@sadprincess - Dziękuję. Tak a raczej moje włosy :)
@whiteKing - Jak masz na imię?
@sadprincess - Violetta ~ Kłamię. Nikt nie może wiedzieć.
@whiteKing - Ja Leon. Spotkamy się?
@sadprincess - Nie za wcześnie?
@whiteKing - Jest 16:30. Skąd jesteś?
@sadprincess - Nie to to mi chodzi :) BA a ty?
@whiteKing - BA ale pochodzę z Meksyku. Ile masz lat?
@sadprincess - 19 a ty?
@whiteKing - 24 stary jestem wiem :D
@sadprincess - Coś ty. Mam dużo znajomych twoim wieku. ~ Uśmiecham się do siebie. Leon wydaje się być podobny do pewnej bliskiej mi osoby.
@whiteKing - czemu księżniczka jest smutna?
@sadprincess - Nie jestem :)
@whiteKing - To dlaczego sadprincess?
@sadprincess- Nie wiem tak jakoś. ~ No nie wiem może dlatego, że chłopak a raczej już mężczyzna, który ci się podoba ma dziewczynę od kilku lat.
@whiteKing - Aha.. Muszę już kończyć. Do później. ~ Unoszę wzrok znad urządzenia. Rozglądam się. Moje spojrzenie zawieszam na szatynie, który tak jak ja niedawno odłożył telefon. Pewnie pisał ze swoją dziewczyną. Ależ inteligentna odkrycie. Są razem 9 lat nie wyobrażaj sobie. Wstaję i idę do reżysera spytać czy już koniec. Oznajmia mi, że mogę już iść.

♥♥♥
19:30
@sadprincess - Leon jesteś? 
@whiteKing - Tak tak :( 
@sadprincess - Smutny? 
@whiteKing - Nie ważne. Co tam u ciebie? 
@sadprincess - Ważne mam czas :) 
@whiteKing  - Zarwałem z dziewczyną. A raczej ona ze mną. Była chorobliwie zazdrosna o moją przyjaciółkę. Stwierdziła, że ją zdradzam. Przynudzam? 
@sadprincess - No coś ty :) Przykro mi z tego powodu, Chciałabym cię przytulić i pocieszyć :) 
@whiteKing - To spotkajmy się. Jutro? 
@whiteKing - Viola...
@whiteKing - Violcia...

♥♥♥
8:50
@sadprincess - Sorka Leoś, zasnęłam wczoraj miałam ciężki dzień. Co do spotkania przemyślałam sprawę. Tak możemy się spotkać 16:00? 
@whiteKing - Tak<3

♥♥♥
16:00
@sadprincess - Czekam :) 
@whiteking - Chyba cię widzę. Masz biała bluzkę i czarne spodenki? 
@sadprincess - Tak :) ~ Odwracam się. 
- Tini? 
- Jorge? 

~♥~
Hej. 
Dawno tu nic nie wstawiałam więc dokończyłam coś co zaczęłam już dawno. 
Mam nadzieję że się podoba :) 

sobota, 14 maja 2016

Jest



Pamiętam:
Te dni gdzie liczyliśmy się tylko my. 
Wyjść rano wrócić rano. 
Zostawić w tyle świat tylko ja i ty. 

Wiem:
Wiem, że zawsze będziesz. 
Być z tobą do dar. 
Razem ty i ja. 

Myślę:
Nie myślę lecz czuję nie czuję bo kocham.
Nie myślałam lecz kochałam. 

Kocham:
Tylko cię i nikogo więcej.
Jak mam kłamać skoro jest uczucie?

Teraz:
Nie ma cię ani mnie nasza miłość wieczna jest. 

~♥~
Hej.
Taki ckliwy i krótki.
 Specjalnie nie podałam imion postaci każdy może sobie dopasować kogo chce.

niedziela, 8 maja 2016

Forever





Buenos Aires dwójka zakochanych nastolatków. Vioeltta i Leon tak mieli na imię. Najlepsi uczniowie szkoły muzycznej. Ona córka milionera Germana Castillo. Jej mama zmarła gdy ona miała 5 lat. On syn współwłaścicieli firmy Castillo. Do szkoły muzycznej uczęszczali od trzech lat. Na osiemnastych urodzinach swej ukochanej postanowił się jej oświadczyć. Krótko później wzięli ślub. Byli szczęśliwi. Violetta została nową dyrektorką szkoły muzycznej. Leon odkrył nową pasję motocross. Znalazł sponsora jeździł w coraz bardziej niebezpiecznych wyścigach. Była godzina 15:40 Violetta zamierzała w stronę toru motocross . Gdy dotarła szukała swojego ukochanego. Znalazła go gdy wychodził z szatni.
- Hej kochanie.- Przytuliła się do męża,.
- Cześć.- Obią ją swymi rękoma.- Może jakiś doping?
- Uhh.- Pocałowała swojego Leona.- A teraz leć i masz mi to wygrać.
- Oczywiście kochanie.- Pocałowali się ponownie.- A teraz na prawdę idę.- Wyścig trwał był to już ostatni zakręt. Leon był na prowadzeniu. Po chwili huk Violetta nie zobaczyła Leona, który był pierwszy. Wiedziała co się stało zobaczyła sanitariuszy niosących Leona. Pobiegła do nich pozwolono jej jechać z ukochanym do szpitala. Na miejscu dowiedziała się, że umarł. Wróciła zapłakana do domu gdzie popełniła samobójstwo. Krótko po tych wydarzeniach odbył się ich pogrzeb a na nagrobku woniał napis " Na zawsze"
~♥~
Ostatni już na dziś tym razem z wattpada mam nadzieję że wszytkie 3 wam się podobają. Od razu przepraszam za wszystkie jakieś złe czcionki i takie tam ale nic nie umiałam z tym zrobić. 

Lekarze





-Chcesz się kłócić z ordynatorem?
-Masz tą posadę od tygodnia.
-Ale mam.- Szatyn zabawnie poruszył brwiami.
- Leon.- Szatynka uderzyła go lekko w ramie.
-No co?
-Nic. Co robimy z pacjentem? Dodatkowa tomografia?
- Idź z tym do Maxiego ja jeszcze pogrzebię w wynikach.
- Okej.-Kobieta wyszła z pomieszczenia i udała się do sali pacjenta.-Dzień dobry panie Ramos musimy zrobić jeszcze jedną tomografię ponieważ nie jesteśmy pewni co do wyników poprzedniej. Proszą być gotowym za piętnaście minut zjawi się pielęgniarka i pana zaprowadzi.
- Dobrze.- Szatynka wyszła z sali i udała się do pomieszczenia tomograficznego.
-Maxi.
-Tak?
- Tomograf jest wolny?
-Tak.
-To dobrze zaraz pojawi się pan Ramos.
-Spoko


15 minut później


- Proszę tu się położyć.- Kobieta weszła do specjalnego pomieszczenia.-Widzisz Maxi tutaj.-Szatynka wskazała na guza znajdującego się w mózgu.
-Jesteś wielki. Jego mina będzie bezcenna.
-Kiedy się przyznasz że coś do niego czujesz?
-A ty kiedy oświadczysz się Natalii?
-Może to już zrobiłem?
-Nic mi nie wspominała.
-Może nie chciała.
-Dobra lecę do szanownego pana ordynatora.- Wyszła i ruszyła w stronę zielonookiego
-Miałam rację.
-Co?
-Pacjent ma guza
-Ale?Jak?
-Normalnie.
-Wyniki mówią coś innego.- Kobieta podeszła do biurka przy którym siedział mężczyzna.
-Człowieku to nie ten pacjent.
-Sorka. Mały jest chory nie spałem całą noc. Może to nie jest mój biologiczny syn ale i tak go kocham. Do dziś pamiętam ten dzień gdy pojawił się na oddziale pediatrii a później wiesz jak było. Jest ze mną już 4 lata. Nic nie wie jacy byli jego rodzice.
- Leon wiem dobrze jak było znamy się od liceum. Powiesz mu jak będzie starszy.
- Czuję się źle że go okłamuję.
-Jest za mały poczekaj aż podrośnie.
-Dziękuje.
- O której kończysz dyżur?
- Za 10 minut.
-To dobrze ja już skończyłam. Przebież się i pojedziemy po małego.
- My?
-Tak my. Ty się wyśpisz a ja ja się zajmę małym.
-Nie musisz.
- Przyjaźnimy się a przyjaciele sobie pomagają.
- Jesteś wielka.
- Wiem dlatego wisisz mi dobrą kawę.
-Osz ty.
- Szykuj się.
- A ty?
-Skończyłam 15 minut temu.
- Moment i jestem.- Mężczyzna wyszedł z gabinetu.
- Nawet nie wiesz jak ci współczuję.- Kobieta szepnęła do siebie. Darzyła szatyna czymś więcej niż przyjaźnią.
-Jestem.- Szatyn wszedł do gabinetu ubrany w koszulę w kratę t-shirt skażano dżinsową bluzę i bordowe spodnie.
-Idziemy?
-T...tak.- Kobieta gdy zobaczyła przyjaciela zaniemówiła. Zdawała sobie sprawę żę jest przystojny ale że aż tak.
- Czekaj. Kluczyki.- Szatyn podszedł do szuflady i wyją kluczyki.- Teraz możemy iść.-Oboje wyszli z budynku i udali się do czarnego pojazdu szatyna. Mężczyzna jako dżentelmen otworzył drzwi swojej przyjaciółce a zam usiadł po stronie kierowcy. Samochód ruszył. Szatyn był skupiony na drodze kobieta natomiast obserwowała widoki za oknem.
-Jesteśmy. Idziesz?
- Po co? Nie sądzę by to był dobry pomysł.
-Nie daj się prosić.
-No dobra.-Oboje wyszli z samochodu.- A co sobie pomyślą twoi rodzice. Zawsze chcie byśmy byli razem.
-Powiem im to co zawsze.
-A mały?
- Widział cie.
-Miał pół roku. I był na oddziale pediatrii.
-Kończymy ten temat. Chodź.- Zielonooki otworzył drzwi domu swoich rodziców.
-Jorge!-Krzykną od progu.
-Tata.- Przybrany syn dwudziestopięciolatka.
-Jak się czujesz?
- Już lepiej jeszcze tylko boli mnie gardełko.
-A gdzie babcia?
-W kuchni. A to kot?
-To moje przyjaciółka. Dziś się tobą zajmie.
-Wiesz co?-Te słowa chłopczyk skierował do szatynki.
-Co?
-Jesteś ładniejsza od mojej niani.-Kobieta się zaśmiała.
-Jorge zbieraj zabawki i jedziemy do domu.
-Dobrze tatusiu.- Przedszkolak uciekł do salonu.
-Leon mogę cię o coś spytać?
-Jak będziemy już w samochodzie mały pewnie uśnie i pogadamy.






W samochodzie


-Mały usną możesz pytać.
-Nigdy mi nie mówiłeś a ja bałam się spytać. Co się stało z jego rodzicami no wiesz po tym jak im go zabrano?
-Jego ojciec by zamieszany w handel narkotykami a matka mu w tym pomagała Jorge zabrano im po tym jak sąsiadka nakryła ich na próbie podania narkotyków dziecku.-Szatyn momentalnie posmutniał. Mimo iż Jorge nie był jego biologicznym synem bardzo go kochał.
-Biedne dziecko. Kiedy mu powiesz.
-Zamierzałem to zrobić jak pójdzie do szkoły.
-Leon wiesz co ostatnio zauważyłam?
-Co?
-Nie rozmawialiśmy tak od serca wiesz po prostu co się dzieje co słychać wiesz sam.
-Też to spostrzegłem. Więc może jutro po pracy pójdziemy do naszej ulubionej kawiarni. I porozmawiamy jak za czasów liceum i studiów.
- Co ty sugerujesz?
-Przybielskie wyjście na kawę?- Mężczyzna szybko wybrną z niezręcznej sytuacji.
-Aha.-Szatynka-I jesteśmy. Jorge.
-Zostaw go niech jeszcze śpi.Ty nie lubisz sobie pospać?
-Uwielbiam.
-Leon.Jaki ty przykład dajesz dziecku?
-Dobry. Proszę to klucze od domu otwórz drzwi a ja wezmę małego.-Oboje wyszli z samochodu. -Pójdę go zanieść na górę a ty się rozgość.
-Dobrze.- Brązowooka usiadła na kanapie i czekała na mężczyznę.
-Jestem. Napiszesz się czegoś?
-Herbaty.
-Już się robi-Szatyn zaśmiał się i wyszedł z pomieszczenia następnie udał się do kuchni.
-Nawet nie wiesz jak bardzo cie kocham.-Kobieta westchnęła i schowała twarz w dłoniach.
-To ty nie wiesz jak bardzo ja cię kocham.
-Słyszałeś?
-Tak.Też cię kocham Violetto.
-Ja ciebie też.-Violetta wstała z kanapy i podeszłą do ukochanego.Ten powoli się do niej zbliżył i pocałował.
-To Viola będzie moją mamusią?-Z znikąd w salonie pojawił się mały Jorge.
-Jak się zgodzi.
-Oczywiście że chcę być mamą takiego wspaniałego chłopaka jakiem jesteś.
-Kocham was mamo i tato.

~♥~
Kolejny pisany na konkurs Os mam nadzieje, że się podoba. 
Ja zaraz dodam ostatniego na dziś OS'a  który był już gdzieś wcześniej. 

Książę na białym koniu




*Violetta*
Zaraz po zakończaniu nauki w Studio nagrałam moją pierwszą płytę. Następnie moja kariera rozwijała się bardzo szybko. Międzynarodowa trasa skończyła się kilka dni temu. Wracam znów do Argentyny. 
-Juan możesz zadzwonić do Leona?
- Leon jest zajęty nagrywa w Los Angeles.- Tak to wygląda. Leon wyjechał miesiąc temu by nagrać swoją płytę. Jestem z niego dumna. Kocham go ale czuję, że nasz związek zostanie poddany kolejnej próbie. A co z resztą moich przyjaciół? Fran i Diego zamieszkali w Hiszpanii tam prowadzą program telewizyjny. Cami i Brod założyli prestiżową szkołę tańca. Naty i Maxi są właścicielami wytwórni muzycznej. Ludmiła jest ze mną w Argentynie tu prowadzi dom mody. Jej ukochany pomaga jej tacie w Afryce. 
- Violu zaraz lądujemy.
- Dobrze.- Czy cieszę się z powrotu? Bardzo. Liczę na choć trochę wytchnienia. Lecz jak to mawia Juan " Gdy gwiazda przestaje się kręcić wypala się". Znajduję się już na lotnisku a Argentynie. 
- Tata, Angie!
- Witaj w domu Violetto. 
- Cieszę się, że znów jesteście ze mną.- Nareszcie w domu. Cieszę się, żę znów jestem w swoim pokoju. Mimo, że minęło tyle lat to dalej są w nim te same różowe ściany. Co z pamiętnikiem, który zamknęłam kilka lat temu? Często do niego zaglądam. Wspominam. Biorę do ręki telefon mimo, że Juan odradzał wybieram numer Leona. "Tu Leon Verdas nie mogę teraz rozmawiać. Jeśli to ty Violetto wiedz, że cię kocham". Brakuje mi go tak strasznie. Gdy nie nagrywał był ze mną w trasie. Ta rozłąka mnie boli. Słyszę dźwięk telefonu. Odbieram. 
- Cześć Violetto coś się stało?- Leon wiedziałam. 
- Tak... to znaczy nie. 
- To tak czy nie?- Słyszę jego śmiech. 
- Nic co by mogło się martwić. 
- Możesz mi powiedzieć wszystko. 
- Tęsknię. Tęsknię za tobą za czasem wolnym. Za nami. 
- Obiecuję, że już wkrótce się zobaczymy. Teraz zamknij oczy. 
- Leon. 
- Proszę zrób to. Teraz wyobraź sobie, że jestem obok i przytulam cie najmocnej w świecie. 
- Dziękuję. Kocham cię. 
- Ja ciebie też. Śpij dobrze. 

***
A co z Leonem?- Tak dziś jest dzień pełen wywiadów. Podróżuję od radia do studia telewizyjnego, gazet. 
- Jesteśmy nadal razem w szczęśliwym związku. Mimo, że on jest w Los Angeles a ja tutaj. 
- A co z twoją karierą? 
- Chcę odpocząć.- Mój manager poszyła mi groźne spojrzenie. Chcę tylko odpocząć? To coś złego? 
- Dobrze dziękuję za wywiad.- Nareszcie. Wychodzimy pomieszczenia. Przed budynkiem jest jak zawsze mnóstwo fanów. Angie wraz z ochroniarzem pomagają mi się dostać do pojazdu. 
- Potrzebuję przerwy. 
- Wiem Violu.- Angie mówi to ze spokojem. Jak tu być spokojnym gdy samochód otaczają tłumy fanów? 
- Co na to powiesz? - Ktoś do szyby pojazdu przyłożył gazetę z Leonem i jakąś dziewczyną na okładce. Byli szczęśliwi. Jak zakochani. Poczułam ukłucie w okolicach serca. Zabieram gazetę. Nie chcę robić Leonowi afery póki z nim nie porozmawiam. Opieram głowę o fotel. Czuję jak samochód rusza. W końcu odpocznę. 
- Violu wysiadamy.- Wychodzę z samochodu. Zabieram ze sobą gazetę. W międzyczasie dzwonię do Leona. Poczta głosowa. Udaję się do swojego pokoju przeglądam internet wszędzie zdjęcia Leona z tą dziewczyną. Zalewam się łzami. 
- Violu co się stało? 
- Angie.- Obcieram mokre od płaczu policzki. 
- Czemu płaczesz? 
- Leon...- Ponownie zanoszę się płaczem. 
- Musisz odpocząć.- Blondynka delikatnie mnie przytula.

***
- Co to jest? 
- Zaproszenie od Isabeli. 
- Kogo? 
- Isabela to długoletnia przyjaciółka naszej rodziny. Zaprasza cię do siebie. Prowadzi dom dla takich młodych artystów jak ty. 
- Dlaczego dajesz mi to teraz?
- Myślę, że to odpowiedni moment. Potrzebujesz przerwy. 
- Dziękuję tato. Już juto tam pojadę.- Odchodzę. Czas zacząć nowe życie Violetto. Myśleć o sobie. Nie zadręczać się problemami z Leonem. Karierę zepchnąć na boczny tor. 
- Cześć Violu.- Lu odbiera jak zawsze. 
- Hej Ludmiła. Dzwonię by się pożegnać. 
- Co czemu? 
- Na jakiś czas jadę odpocząć do Włoch. 
- Fajnie mogę pojechać z tobą. Zatrzymamy się w jakimś hotelu przy plaży. 
- Ludmiła ni o to mi chodzi. Jadę do znajomej mojego taty. Prowadzi dom dla młodych artystów. Z dala od paparazzi, telewizji i gazet. 
- Stop. Jedziesz do jakiejś dziury we Włoszech? A co z Leonem? Chyba nie pozwolisz jakiejś fałszywej lasce by ci go odebrała. 
- Leon jest dorosły wie co robi. 

*Leon*
- Jako to uciekła.- Ludmiła od piętnastu minut lamentuje na temat Violetty. 
- Wyjechała do jakiejś dziury we Włoszech. Lajon ogarnij się chłopcze. To też po części twoja wina.
- Przecież ostatnio rozmawiałem z nią i było dobrze.
- Gdybyś nie kręcił z jakąś laską w LA to dalej by tak było. 
- Czekaj. Wytłumacz mi o co chodzi. 
- Violetta przeczytała w gazecie artykuł o tobie i tej dziewczynie. 
- Chodzi o Melanie? Grała w moim teledysku to tyle. 
- To tyle? Tam były zdjęcia z poza planu. 
- Powiedz mi gdzie jest Violetta. 
- Teraz pewnie w drodze na Sycylię. 
- Pakuj się Ludmiła jedziemy po Violettę.- Rozłączam się. Muszę odzyskać ukochana. Było już dobrze lecz znów się wszystko sypie.
- Coś się stało Leon?- Obok mnie pojawia się Melania. Lubię ją ale uczucie jakim darzę Violettę jest silniejsze. 
- Jeszcze dziś lecę do Argentyny. 
- Dlaczego? 
- Muszę ratować mój związek. 
- Może tam nie ma co ratować.- Dziewczyna zbliża się do mnie. 
- Melania.- Odpycham ją od siebie. 
- Pogódź się z tym, że Violetta wyjechała. Tam kogoś pozna a ty też taj sobie szansę z kimś innym. 
- Skąd wiesz o wyjeździe Violetty. 
- Leon internet mówi tylko o tym. 
- Nie mogę tu siedzieć bezczynnie. Violetta jest dla mnie zbyt ważna. My zbyt zacieśniliśmy nasze relacje media przechwyciły temat. Violetta została zraniona. Co boli mnie sto razy bardziej.- Wyznaję i odchodzę. Muszę ograniczyć kontakty z tą dziewczyną. Wybieram numer do Violetty. Nie odbiera. Bardzo się o nią martwię. Mimo, że jesteśmy dorośli była jest i będzie tą kruszynką. którą uratowałem przed chłopakami na deskach. Pędzę do tymczasowo wynajmowanego mieszkania. Sprawdzam najbliższe loty do Buenos Aires. Mam godzinę. Pakuję najpotrzebniejsze rzeczy i wychodzę. Na lotnisku udaje mi się szczęśliwie kupić ostatni bilet. Jestem wściekły na siebie. To tylko i wyłącznie moja wina. Sprawdzam godzinę w moim telefonie uśmiecham się widząc uśmiech Violetty na zdjęciu. Jej uśmiech jest moim uśmiechem. Przymykam oczy. Już niedługo się zobaczymy kochanie. 

*Violetta* 
Sycylia jest piękna. Chcę już poznać Isabellę. Chwila takiego wytchnienia przyda mi się.  Nabiorę siły do kolejnych projektów. 
- Jesteś Violetta?- Odwracam się gwałtownie. 
- Tak. 
- Mam cię zabrać na wyspę.Zapraszam na pokład.- Uśmiecham się i ostrożnie idę za chłopakiem. Podczas rejsu podziwiam widoki. Tu jest pięknie. Wrócę tu kiedyś. Czuję, że to miejsce będzie dla mnie ważne. Do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze Leona przy boku. Mam nadzieję, że między nami ułoży. 
- Jesteśmy. 
- Przez całą podróż nie zdradziłeś jak masz na imię. 
- Caio.
- Kapitan Caio. 
- Na długo przyjechałaś? 
- Jeszcze nie wiem.- Uśmiecham się delikatnie.- Wiesz może jak mam się dostać do Isabelli?
- Zaraz ktoś się po ciebie zjawi.- Czuję, że Caio będzie ważną dla mnie osobą. Jest bardzo miły. Pierwsze chwile tutaj i już jest wspaniale. 
- Dom Isabelli jest daleko? 
- Niezbyt. To chyba po ciebie.- Skinieniem głowy wskazuje samochód. 
- Ty jesteś Violetta? Jestem Miranda razem z Saul'em mamy się zabrać do Isabelli. Widzę, że poznałaś Caio, często nas odwiedza. 
 *Leon* 
- Chcesz się jej oświadczyć?- Ludmiła piszczy a moje bębenki prawie nie wytrzymują. Tak chcę zrobić tan poważny krok. Kocham Violette i nic tego nie zmieni. 
- Tak. Chcę jej pokazać, że nic nas nigdy nie rozłączy. 
- Za ile będzie tu ten statek czy coś? 
- Prom Ludmiła.- Blondynka jest dla mnie jak siostra. Mimo tego co było kiedyś między nami traktuję ją jak siostrę. 
- Mam nadzieję, że będę świadkową na waszym ślubie. 
- O ile Violetta się zgodzi.- Tak mam wątpliwości boję się, że Violetta kogoś tam pozna. Nie chcę mieć powtórki z rozrywki. 
- Statek płynie!
- Prom.- Śmieję się. Blondynka odpala samochód i wjeżdżamy na pokład. 
- O nie! 
- Co? 
- Te owce. Zrób coś. 
- Eh. Możesz siedzieć cały ten czas w samochodzie. Przeżyłaś świnie nie przeżyjesz kilku owiec? 
- Nawet mi nie przypominaj. 
- Spokojnie za godzinę będziemy na miejscu. Jak dobrze pójdzie jutro zobaczymy się z Violettą. 
- Jak to jutro? 
- Jutro dopiero mamy łódź na wyspę gdzie jest Violetta.- Jestem już tak blisko kochanie poczekaj. Spoglądam w niebo. Kocham Violettę i to bardzo i chcę by dziewczyna, którą kocham przestała cierpieć. 
 *Violetta* 
Dziękuję za miło spędzony czas.- Cały dzień spędziłam z Caio. Chłopak pokazał mi najbardziej odległe zakątki na wyspie. Dzięki niemu na chwilę zapomniałam o rzeczywistości. 
- To ja dziękuję.- Caio zbliża się do mnie pochyla. Czuję jego oddech na mojej twarzy. Wiem co za chwilę nastąpi. Czy tego chcę? Nie wiem. Mam mętlik w głowie. Z jednej strony Caio a z drugiej Leon. Z Caio wszystko jest takie proste a z Leonem czuję się dobrze i bezpiecznie. Kocham Leona ale... Violetta tu nie ma żadnego ale. 
- Caio.- Odpycham go od siebie. 
- Co się stało? 
- Nie. 
- Więc o co chodzi? 
- Mam chłopaka.- Wyznaję. Spogląda na mnie. 
- Nic nie mówiłaś. 
- Nie chciałam. Mój chłopak był też powodem dlaczego tu jestem. Ale nie chcę o tym mówić. Jeszcze raz dziękuję.- Odchodzę od niego i idę do budynku. Przed snem myślę o tym co się dzieje wokół mnie. Zasypiam. 

-O nie moja piosenka, moja piosenka mi odleciała.- Wiatr wzmaga się nuty nowej melodii są wszędzie. Lecz nie mogę ich złapać.
- Violetta!- Leon? Odwracał głowę. Mój ukochany zjawia się jak książę na białym koniu. Dosłownie. 
- Leon! 
- Witaj księżniczko.- Chłopak uśmiecha się od mnie.

Wybudzam się. Nie był to zły sen. Wręcz przeciwnie. Odnoszę wrażenie, że Leon przybędzie tu jak książę. 

***
Kolejne minuty mijają a ja nic nie mogę skomponować. Mam tylko kawałek melodii i nic więcej. Dopiero teraz odczuwam tak wielki brak Leona. Układam palce na klawiszach gram melodię. 
- Bardzo ładna. To nowe? 
- Tak. Śniła mi się ale jakoś nie mogę jej skończyć. 
- Jeszcze złapie cię natchnienie. 
- Dziękuję Isabello. Ale czuję, że bez Leona nie dam rady.
- Właśnie kim jest Leon. Dużo o nim mówiłaś ale nie powiedziałaś kim dla ciebie jest. 
- Leon to mój chłopak. Znamy się od wielu lat. Bardzo za nim tęsknię. Chciałabym pokazać mu to miejsce.
- Jeszcze będzie taka okazja. Zobaczysz. 
- Violetto tu jesteś. Dzień dobry. 
- Cześć Caio.- Uśmiecham się do przyjaciela.
- Zostawię was. 
- Coś się stało? Jest dość wcześnie. 
- Chciałem spytać czy nie pójdziemy się gdzieś przejść.- Chłopak niepewnie podchodzi w moją stronę. Wstaję od fortepianu. 
- Idziesz czy zostajesz?

*Leon* 
Jestem już na miejscu. Boję się tego spotkania. Nie wiem jak zareaguje Violetta. Ludmiła poszła poszukać jakiś sklepów. To lepiej. Chcę załatwić sam tę sprawę. Jestem przy miejscu zamieszkania  Isabelli. Boję się. 
- Szukasz kogoś?- Odwracam się gwałtownie przestraszony. 
- Szukam Violetty. Wie pani gdzie ją znajdę? 
- Jestem Isabella. A ty to pewnie Leon. 
- Tak. Skąd pani wie? 
- Violetta dużo o tobie mówiła.- Czyli jednak nie wszystko stracone. 
- Gdzie mogę ją teraz znaleźć? 
- Była na wzgórzu przy fortepianie. Teraz spaceruje pewnie gdzieś z Caio.- Kto to jest Caio? Melania miała rację. Ale się nie poddam.- Poszukaj przy plaży. 
- Bardzo dziękuję.- Uśmiecham się i odchodzę. Lecz jeszcze kobieta mnie zatrzymuje. 
- Mów mi Isabella. Tak po prostu.- Kiwam głową i odbiegam. Biegnę w stronę plaży. Czuję, że jestem coraz bliżej. Widzę ją uśmiechniętą z tym Caio. Spacerują po skałkach. Przypatruję im się chwilę. Widzę jak Violetta się osuwa i wpada do wody. Ten Caio nie robi nic by jej pomóc. Bez zastanowienia zrzucam z ramienia torbę i biegnę ratować ukochaną. Cała ta odległość wydaje się ogromna. Ale kiedy mam ją w swoich ramionach wypełniają mnie wszystkie pozytywne uczucia. Wychodzę na brzeg trzymając szatynkę w ramionach. Ta otwiera oczy. Skanuje moją twarz z niedowierzaniem. 
- Leon.- Słyszę jej szept. 
- Jestem tutaj.- Przytulam ją mocniej. 
- Tęskniłam. Możesz mnie postawić?- Słysze jej śmiech. Brakowało mi tego. 
- Violu nic ci nie jest? - Zjawia się tu ten Caio. 
- Teraz się martwisz?  A tak to stałeś tam sobie bezczynnie. Violetta mogła się utopić!- Naskakuje na gościa. Ale mam chyba racje. 
- A kim ty jesteś, że się tak martwisz? 
- Jestem Leon chłopak Violetty. A martwię się o nią bo ją kocham. 
- Caio. Możesz nas zostawić? Muszę porozmawiać z Leonem.- Słyszę z ust Violetty. Ten niechętnie odchodzi. 
- Więc...- Violetta nie daje mi dokończyć. Przerywa mi pocałunkiem. Brakowało mi tego. Obejmuję ją ramionami. 
- Nie obchodzi minie żadna Melania. Liczymy się tylko my.- Słysząc to z jej ust uśmiecham się.- Ale i tak masz mi to wytłumaczyć.- Grozi mi palcem. 
- Dobrze. 

*Violetta* 
Leon zjawia się tu jak książę na białym koniu. To nie przypadek. Idziemy w stronę domu Isabelli. Trzymamy się za ręce i uśmiechamy do siebie. Tak może być zawsze. 
- Violetta!
- Ludmiła?- Puszczam rękę Leona i biegnę w stronę blondynki. 
- Czemu jesteś cała przemoczona? 
- Mały wypadek na plaży. Jak się tu znalazłaś? 
- Leon mi kazał. Przez niego spędziłam godzinę na promie z owcami. On mi jeszcze przypomniał o świniach.- Ludmiła skarży się jak mała dziewczynka. Spoglądamy na Leona ten tylko wzrusza ramionami. 

***
Kolejną gadzinę siedzimy z Leonem na plaży. Leżymy przytuleni do siebie na kocu. 
- Wiesz co mi się przypomniało?- Mówię. 
- Co kochanie? 
- Moje urodziny. Te w Barcelonie. Pamiętasz? 
- Jakbym mógł zapomnieć tego jak panikowałaś.- Zaczyna się śmiać. 
- Nie śmiej się. 
- W sumie jednej niespodzianki nie dostałaś. 
- Jakiej? 
- Zamknij oczy.- Leon zbliża się do mnie. Czuję jego usta na swoich. Jest idealnie. 
- Kocham cię. 
- Ja ciebie też.- Przypominam sobie o mojej piosence. 
- Leon. Chodź. 
- Ale gdzie?- Ciągnę chłopaka za sobą. Idziemy dobrze znaną mi trasą. Podchodzę na pianina. Zapalam lampę. Siadam i układam palce na klawiszach. Gram i śpiewam? 

Correras,volaras 
a vivir te entregaras 
tu propia voz la [...]

- To jest śliczne. Kiedy to napisałaś? 
- Teraz. Znaczy melodia mi się śniła i ty też byłeś w tym śnie. Jako książę na białym koniu.- Leon śmieje się. 
- Mówię serio. 
- Wiem, wiem. Muszę cię o coś spytać.- Mam się bać? Leon klęka na jedno kolano i wyjmuje z kieszeni bordowe pudełeczko. On chce mi się oświadczyć? 
- Leon...
- Proszę nie przerywaj. Przygotowałem sobie mowę ale jej zapomniałem ze stresu.- Uśmiecham się- Spytam po prostu. Wyjdziesz za mnie? 
- Tak. 

~♥~
Os pisany był na konkurs mam nadzieję że się podoba ide dodawać dalej. 

Dobry



Hej. Pisząc dzisiaj z Wiktorią na konfie stwierdziłam że przydałby mi się blog z OS'ami bo jednak tego jak ja to mawiam nie chcę zaśmiecać więc tam będę starała się na bieżąco dawać info że tutaj coś jest dla was do poczytania. Os'ów mam kilka i jeszcze dziś pojawią się tutaj chyba 3, które pewnie już czytaliście.