sobota, 20 sierpnia 2016

Poczuj


Rozglądam się dookoła jednocześnie rozprostowując kości. Kilka domków letniskowych, miejsce na ognisko i altana. Czy coś więcej potrzeba by weekend spędzony z bliskimi ci osobami się udał? 
No tako można pominąć elitę. 
- Violka idziesz? 
- Tak Fran już idę.- Biorę do ręki bagaż. 
- Hej może ci pomóc?- Szatyn podchodzi do mnie. To Leon jest jakby całym szefem elity. Nienawidzę go najbardziej z nich. Podły zakochany w sobie idiota. Ale najlepsze jest, że tylko przy swoich koleżkach taki jest. Normalnie jest prze kochany i uroczy. Numerem jeden jest, że Verdas strasznie mi się podoba. 
- Nie trzeba dam radę. 
- To ci pomogę.- Uparciuch. 
- Jakoś nigdy nie rwałeś się do pomocy. 
- A może to nie chodzi i pomoc a po bliższe poznanie tak ładniej dziewczyny?- Nie rozśmieszaj mnie co? 
- Słyszysz czasem co mówisz? 
- Ahh przesadzasz. 
- Ja? Co proszę? Nie rozśmieszaj mnie.
- Ty. Widzisz tu kogoś innego z kim rozmawiam? Violetto lubisz sobie czasem wyolbrzymiać. To, że jestem taki przy kolegach to nie oznacza tego, że zachowuję się tak na co dzień. 
- Udowodnij. 
- Okej. - Odchodzi zostawiając moje bagaże przed domkiem. No ciekawe co wymyśli.
- O czym gadaliście. 
- O niczym Fran. 
- Randka? 
- Chyba w snach. Verdas chce mi udowodnić. że nie jest takim chamem jak zawsze. 
- No ciekawe, ciekawe. Dobrze idziemy się rozpakować o 19:00 jest ognisko.- Razem rozpakowujemy swoje bagaże i wychodzimy przed domek. Rozglądam się za Verdasem. Jak zwykle udaje fajnego. Nie jestem taki cały czas. W myślach próbuję naśladować jeego głos. Idiota. 
- Idziemy do chłopaków?- Razem z czarnowłosą idziemy w stronę chłopców, którzy nieudolnie próbują rozpalić ognisko. 
- Hej pomóc wam? 
- Nie trzeba radzimy sobie. 
- Właśnie widzę.- Ściągam czapkę z głowy Maxiego i zakładam na swoją.- Ładnie?- Odwracam się do Fran. 
- Ślicznie. 
- Skończcie sobie słodzić. Oddajcie mi czapkę bo czuję się nisko. 
- Jesteś niski. 
- Pomóc w czymś?- Za plecami słyszę głos Verdasa.-Mówiłem ci.- Mówi jakby jego głos maiał dotrzeć tylko do mnie. Moje ciało przechodzi jakby prąd. 
- Możesz przynieść jeszcze drewna. 
- Okej.- Szatyn odchodzi a ja odprowadzam go wzrokiem. 
- Przystojny jest co nie?- Z obserwowań wyrywa mnie brunetka. 
- Co z tego, że przystojny jak głupi. Wygląd to nie wszystko. 
- Jego średnia mówi co innego. 
- Kilka cyferek na papierku nie świadczy o poziomie inteligencji. 
- Masz rację. Idę po bluzę.- Fran odchodzi a jej miejsce zajmuje Leon. 
- Czemu mnie nie lubisz? 
- Bo wkurzają mnie taki ludzie jak ty. 
- Tacy czyli? 
- Uważają że są fajni i robią wszystko by pokazać to innym.- Spoglądam na Leona. 
- A ja cię lubię. Mimo, że ty mnie nie lubisz.- Szatyn uśmiecha się i odchodzi. Zostaję sama. Obserwuję wszystkich dookoła. Łącznie z kolegami Leona. którzy wygodnie rozsiedli się na pobliskiej ławce. Wśród nich jednak nie dostrzegłam szatyna. Z czasem słońce schowało się poza horyzont. Zrobiło się nieco chłodniej jednak nie chciało mi się iść po bluzę. Wstałam z miejsca i ruszyłam do altany,która stała nieopodal. Opieram się o ścianę chatki. Czuję miękki materiał na swoich ramionach. Przestraszona odwracam się. 
- Przepraszam nie chciałem cię wystraszyć.- Leon. Robi mi się ciepło na sercu, że to on a nie ktoś inny. 
- Dziękuję.- Naciągam bluzę chłopaka bardziej na ramiona. 
- Nie ma za co.- Uśmiecha się do mnie.Chyba zaczynam patrzeć na niego nieco inaczej.- Co tu robisz? 
- O to samo mogę zapytać ciebie. 
- Miałem dość pewnych osób i chciałem się wyciszyć. A ty? 
- Było mi zimno.- Spuszczam głowę. Szatyn przytula mnie. Spoglądam na niego zdziwiona. 
- Wiesz może jednak zmienię zdanie co do ciebie.- Mocniej wtulam się w jego ciało. Jego ramiona ogrzewają moje ciało. 
- Czyli jestem fajny?
- Tego nie powiedziałam.- Śmieję się.- Ale cenię to co robisz. Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy? 
- Bo podoba mi się pewna dziewczyna ale ona nie zwraca na mnie uwagi. 
- I co ja mam z tym wspólnego? 
- Bo ty jesteś tą dziewczyną. 
- Leon jeśli to żart to słaby. 
- Violu ja mówię prawdę. Nigdy nie żartuję w takich sprawach. - Czy on w tym momencie wyznaje mi miłość?- Powiedziałem coś źle? 
- Nie Leon jest dobrze. Tylko ja nie wiem co myśleć o tej sytuacji. 
- Nie myśl a poczuj.- Szatyn podchodzi do mnie tak, że bardziej opieram się o ścianę. Nie mam już przestrzeni by się cofnąć. Czuję jego oddech na mojej twarzy. Jego dłonie znajdują się na mojej talii. Znów przybliża się do mnie. Swoje ręce zawieszam na jego ramionach. Przestrzeń miedzy nami znika gdy szatyn łączy nasze usta w pocałunku. 
- Bo ty mi się tak bardzo podobasz ale nie wiem jak ci to powiedzieć. 
- Już to zrobiłeś.- Uśmiecham się. 
- Bardzo cię przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Ja nie wiedziałam co zrobić by ci zaimponować. Mój brat wkręcił mnie między Ludmiłę a resztę,- Chłopkach wyznaje mi. Jego brat nie jest zbyt miły. Chamski zakochany w sobie dzieciak. Myśli, że skoro jego rodzice mają kasę jego dziadek jest znany to wszystko mu wolno. Cały Federico Verdas. W sumie Leon był normalny do czasu. 
- Leon ja naprawdę mam mętlik. 
- Daj już sobie spokój z tym myśleniem. - Całuje mnie ponownie. Moje nogi są jak z waty. Gdzie on się tego nauczył? 



2 komentarze: