____
Biorę głęboki wdech i wychodzę z lotniska. Dokładnie rok temu opuściłem to miasto. Nie utrzymywałem kontaktu z nikim. Rodziną, przyjaciółmi a nawet dziewczyną. Oni zaś próbowali za wszelką cenę skontaktować się ze mną. Musiałem przemyśleć kilka spraw. Rodzice jakoś zbytnio się mną nie przejęli.Tak bardzo do przewidzenia. Zwiedziłem wiele miejsc i poznałem wielu ludzi. A przede wszystkim dowidziałem się czego tak naprawdę chcę. Jestem Leon Verdas jedyne czego chcę to Violetta Castillo. Nie potrzebuję moich rodziców oni mnie nie potrzebowali przez lata. Za kilka dni święta, na których na pewno ich nie będzie taka mała tradycja. Tegoroczne święta chcę spędzić w towarzystwie tych, których kocham. A kocham Violette. Jednak nie mogę być pewny tego czy ona czuje do mnie to samo co przed moim wyjazdem. Mogło się wiele zmienić przez ten rok. Szatynka nie mogła czekać na mnie wieczność. Miłość nie wybiera.
Wsiadam do taksówki i podaję adres domu, w którym spędziłem całe swoje życie. Nikt nie wie, że wróciłem. Chcę zrobić im niespodziankę. Oglądam przez szybę samochodu widoki, które są mi bardzo dobrze znane. Uśmiecham się widząc budynek mojej dawnej szkoły to tu poznałem Violette. Na początku mojego wyjazdu miałem drobne wyrzuty sumienia, że zrobiłem to tak bez słowa. W prawdzie zostawiłem tekst piosenki, ale to mnie nie usprawiedliwia w dalszym ciągu. Piosenka była czymś od serca, szyfrem do jej serca. Jadę do domu z myślą, że może kiedyś jeszcze coś między nami będzie.
Widzę swój dom. Wspaniały dom. Podczas tej podróży nauczyłem się, se dom to nie tylko budynek lecz również ludzie, którzy nas kochają. Wysiadam z taksówki pod domem. Ciągnąc za sobą walizkę przechodzę przez podwórko. Nie mam kluczy więc dzwonię dzwonkiem. Czekając aż babcia otworzy drzwi poprawiam swoją koszulę i włosy, które opadły mi na czoło. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi nie otwiera moja babcia lecz mężczyzna w garniturze. Mój ojciec. Cokolwiek tu robi nie mam ochoty go widzieć. Jest dla mnie nikim.
- Leon.- Mówi z tą swoją udawaną radością. Najchętniej wysłałbym go do piekła.
- Daruj sobie. - Przepycham się w drzwiach. Tyle lat nie było go w moim życiu a teraz zgrywa kochającego ojca. Nie będzie kochającej się rodzinki bo ja nie jestem ich synem. Wchodzę do mojego starego pokoju. O cholerę tu chodzi? Zamiast pokoju. który tak dobrze pamiętam jest pokój dziecięcy. Odstawiam torbę na podłogę i się rozglądam. Dlaczego? Jestem w tym wszystkim zagubiony.
- Leon.- Odwracam się w stronę tak znanego mi głosu. Widzę moją ukochaną babcię. Nic się nie zmieniła. Bez namysłu podchodzę do niej i przytulam.
- Przepraszam. - Mówię cicho.- Wyjechałem tak nagle bez słowa.
- Leon.- Kobieta natychmiast mi przerywa moje tłumaczenia. - Rozumiem cię jest dobrze. Twoi rodzice bardzo się martwili.
- Uwierzę we wrzystko, ale na pewno nie w to.- Mówię.- O co tu chodzi w ogóle? Pokój dziecięcy. Dlaczego? - Pytam zaniepokojony.
- Masz siostrę Leon. Pięciomiesięczną Louis.- Moje oczy niemal wyskakują z oczodołów. Nigdy nie myślałem o tym, że będę kiedykolwiek mieć rodzeństwo. Jeśli już mam młodszą siostrę to postaram się być dla niej jak najlepszym bratem. Rozglądam się jeszcze po pokoju.- Twoi rodzice stwierdzili, że gdy wrócisz będziesz wolał zamieszkać sam więc kupili ci mieszkanie w centrum.
- A Violetta. Ma kogoś? - Zmieniam temat.
- Nie umiem ci odpowiedzieć na to pytanie. - Wzdycham cicho. Niepotrzebnie wracałem. Co ja myślałem w ogóle, że wrócę i będzie jak kiedyś? Wszyscy rzucą mi się w ramiona? Aktualnie układają sobie życie beze mnie. Jestem głupi.
- Rozumiem.
***
Wkładam ostatnie rzeczy do szafy. Czuję się jak śmieć. Moi rodzice po prostu się mnie pozbyli. Urodziła się mała i ja już nie jestem potrzebny. Jakbym kiedykolwiek był. Jej nie mam nic za złe bo jest za mała by to zrozumieć a poza tym to nie jej wina jacy są rodzice. A dla nich tak naprawdę nie istniałem. Siadam na kanapie w co prawda luksusowym mieszkaniu lecz nie czuję się tu dobrze. Brakuje mi w nim miłości. Spoglądam na zdjęcie stojące na komodzie. Tęsknię za Violettą lecz nie mam tyle odwagi by jej się pokazać na oczy. Chcę się jeszcze spotkać z Federico. Wyciągam telefon, który nie był włączany od kilkunastu miesięcy. Włączam go i to co mnie szokuje to ilość nieodebranych połączeń najwięcej z nich jest do Violetty a ostatnie sprzed godziny. W moim sercu kiełkuje nadzieja jeszcze nie wszystko stracone. Wstaję i postanawiam udać się na jakieś zakupy. Wychodzę z budynku i idę do pobliskiego marketu. Przechodząc nieopodal parku zauważam osobę, na której widok moje serce bije szybciej niż normalnie. Jednak wraz z jego przyśpieszeniem pęka na milion kawałków. Widok szatynki rzucającej się na szyję innego sprawia ból. Moje oczy szklą się lecz powstrzymuję łzy.
- Violetta!- Zdesperowany krzyczę stojąc na środku chodnika. Liczę, że jednak mnie usłyszy. Żyję zgubną nadzieją. Jednak jej sylwetka odwraca się w moją stronę mój uśmiech się pojawia pojawia się na mojej twarzy. Nie wierzę sam w to co się właśnie dzieje w to, że ona idzie w moją stronę by po chwili wtulić się w moje ciało. Po jej policzkach płyną łzy a ja sam staram się nie popłakać ze szczęścia.
- Jesteś tu.- Mówi cicho gładząc mój policzek. - Dzwoniłam codziennie.
- Wiem. - Odpowiadam cicho mocniej ją przytulając. - Rozumiem jeśli mi nie wybaczysz.
- Leon, ale ja nie mam ci czego wybaczać. - Violetta wpatruje się we mnie i przeczesuje mi włosy. - Wiedziałam, że do mnie wrócisz. - Uśmiecha się i ponownie do mnie przytula. Bałem się tej chwili jednak jest o wiele lepiej niż mogłem to sobie wyobrazić.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. - Uśmiecham się. - Muszę lecieć Leon. Kuzyn na mnie czeka. - A więc to jej kuzyn. Cała zazdrość ze mnie ulatuje.
- Wyślę Ci później mój nowy adres. - Mówię na odchodne. Najszczęśliwszy na świecie wracam do mieszkania.
Z uśmiechem wpatruję się w zdjęcie szatynki. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że spotkałem ją. Muszę ją zobaczyć jeszcze raz i porozmawiać na spokojnie. Chcę jeszcze zobaczyć się z Federico lecz czas na to znajdę jutro. Teraz jest czas na sen. Muszę kupić prezent dla Violetty na święta.
***
Do świąt zostały trzy dni od czasu mojego powrotu nie pojawiłem się w rodzinnym domu. Nie mam najmniejszej ochoty tam przebywać. Nie wiem też czy pojawię się na wigilii. To wszystko będzie takie sztuczne. Jeśli mamy udawać kochającą się rodzinę to nie chce świąt. Mogę je ewentualnie spędzić z Violetta jednak ona pewnie już ma plany. Wstaję z łóżka, muszę poważnie porozmawiać z Violetta. Idę do kuchni i robię jakieś szybkie śniadanie. Nie czuję kompletnie tych świąt. Wróciłem i wszyscy ciągną do tego by życia sprzed mojego wyjazdu nie było. Ono zawsze będzie obecne bo to przed wyjazdem poznałem Violette.
Sprzątam trochę w mieszkaniu i się odświeżam. Gdy jestem gotowy na przyjęcie Castillo dzwonię do niej. Jeden sygnał, drugi, trzeci...
- Leon. - Słyszę w końcu jej zdziwiony głos. Uśmiecham się sam do siebie.
- Cześć.
- Nie spodziewałam się, że zadzwonisz.
- Ja też... - Urywam. - Znaczy. Nie sądziłem, że odbierzesz. - Plączę się.
- Spokojnie. - Uspokajam się słysząc jej śmiech po drugiej stronie słuchawki. - Coś się stało?
- Nie, dlaczego tak sądzisz? - Zestresowany poprawiam się na miejscu.
- Bo jesteś jakiś spięty.
- Ja? No co ty. - Śmieje się. - Chcesz do mnie wpaść?
-Po co?
-Musimy porozmawiać. - Zgarniam swoje włosy na bok i czekam na odpowiedź szatynki.
- Przecież rozmawiamy. Ale skoro nalegasz to wpadnę Wyślij mi tylko adres. - Ostatnie co słyszę to jej cudowny śmiech. Uśmiecham się do siebie patrząc w sufit. Wysyłam Violettcie adres i idę do kuchni. Muszę zrobić coś do jedzenia.
Wpatruję się w zegarek i czekam na przyjście szatynki. Minuty są jak godziny. W końcu słyszę upragniony dźwięk dzwonka. Podrywam się z miejsca i podchodzę do drzwi. Otwieram je w wpatruję się w szatynkę. Nie wiem ile tak stoję.
- Wpuścisz mnie? - Szatynka sprawia, że się ogarniam i przepuszczam ją w drzwiach. - Serio jesteś jakiś spięty.- Szatynka się śmieje. - I masz mąkę na policzku.- Jej uśmiech powiększa się gdy tylko dotyka mojego policzka. Posyłam jej delikatny uśmiech
- Chcesz herbaty? - W końcu się do niej odzywam.
- Chcę, ale chcę też byś wyluzował. To tylko ja. - Kiwam głową i idę do kuchni zrobić herbatę. Weź się w garść Verdas. Opieram się o kuchenny blat. Boję się, że dla niej też będę śmieciem. Każdy chce się mnie pozbyć. Moje policzki powoli stają się mokre od łez. Potrzebuję jedynie miłości czy to tak wiele?
-Leon. - Słyszę za sobą szept szatynki. Odwracam się w jej stronę wycierając załatwione oczy. - Skarbie nie płacz. - Szatynka kładzie swoje dłonie na moich policzkach i wyciera resztki moich łez. Przytulam się do niej. Może to śmieszne, ale tylko ona może mi dać to czego czego potrzebuję.
- Nie zostawisz mnie? - Pytam odsuwając się od niej.
- Nigdy. Co się dzieje?
- Boję się. - Mówię cicho. - Boję się tego, że będę dla ciebie nikim.
- Leon obiecuję Ci, że nigdy tak nie będzie. Nawet tak nie myśl. Rozumiesz? Nie po to na ciebie czekałam. - I dzieje się coś za czym tak bardzo tęskniłem. Zostaję obdarowany pocałunkiem wprost od niej. Moja pewność siebie raptownie wraca.
***
Budzę się w końcu szczęśliwy kto by pomyślał, że wczorajszy wieczór tak się potoczy. Jako, że później rozmawialiśmy do późna Violetta za moją namową zdecydowała się zostać. Przyglądam się jej i zgarniam włosy z twarzy szatynki. Dziś muszę się skontaktować z Federico i kupić prezent świąteczny dla Violi.
- Leon.- Spoglądam na moją dziewczynę i się uśmiecham.- Zrobisz mi kawę?- Pyta zaspana a ja kiwam głową .
- Karmelowa dwie łyżeczki cukru?- Dopytuję a dziewczyna przytakuje.
- Przytul mnie jeszcze.- Uśmiechnięty tulę dziewczynę do siebie i całuję w policzek.
Robię w kuchni kawę dla siebie i szatynki. Zanoszę ją do sypialni i siadam obok mojej dziewczyny. Chyba mogę ją tak nazwać.
- Już się nie martw. - Mówi całując mój policzek.
- Nie martwię się.- Posyłam jej uśmiech. - Co u Federico?- Pytam kładąc głowę na jej kolanach.
- Szkoda gadać.- Wzdycha.- Zszedł się z Ludmiłą i się zaczęło. Nie poznaję go.
- A co takiego się stało?- Dopytuję. W prawdzie Federico zawsze był bardzo rozrywkowy jednak jego mama starała się nad nim panować.
- Imprezuje bardziej niż normalnie. Do tego doszły narkotyki.- Kiwam głową słuchając dalej.- Zaczęło się gdy wyprowadził się z domu. Jego mama nie ma na niego takiego wpływu jak wcześniej.
- Pogadam z nim. - Odpieram wstając.- Jeszcze dziś.
- Myślisz, że to coś da?
- Zawsze warto spróbować.
Violetta wyszła jakąś godzinę temu. Zadzwoniłem w tym czasie do Federico, który ku mojemu zaskoczeniu odebrał. Po opowieściach Castillo mogłem różnie sądzić. Muszę znów sprowadzić go na właściwą drogę. Może jego mama wybaczy mi ten nieszczęśliwy wypadek ze schodami, który przecież nie był moją winą. Umówiłem się z nim w centrum handlowym. Muszę już wyjść żeby zdążyć. Nie miałem czasu na zrobienie sobie prawka więc zostają mi taksówki i autobusy. Co prawda galeria jest jakieś 15 minut drogi stąd jednak samochodem byłoby wygodniej.
Wychodzę od siebie do umówionego miejsca. Mam nadzieję, że nie będzie za późno by go z tego wyciągnąć. Biedny Federico jak mógł to sobie zrobić. Stoję przed galerią i czekam na przyjaciela wymieniając wiadomości z Violettą.
- Verdas.- Odwracam się słysząc swoje nazwisko. Nic się nie zmienił z wyglądu. Witamy się i wchodzimy do środka. - Więc postanowiłeś do nas wrócić.- Śmieje się ironiczne co strasznie mnie denerwuje. Wie dobrze w jakiej sytuacji jestem. Nie chcąc wszczynać awantury wydaję, że tego nie słyszałem.
- A co u ciebie.- Pytam jakbym nie wiedział co on wyprawia.
- Dobrze.- Stwierdza dumny z siebie i zapala papierosa, którego szybko mu zabieram.- O co ci chodzi?
- Rozmawiaj ze mną a nie...
- Od kiedy jesteś taki sztywny.- Przerywa mi.- U mnie jest wszystko w jak najlepszym porządku odkąd uwolniłem się od matki. Robię sobie co chcę i nikt nie ma do mnie o to pretensji.
- To co chcę znaczy?- Dopytuję by mieć pewność o co mu chodzi.
- Jestem wolny. Rozumiesz?- Nie, nie rozumiem. Jeśli w jego definicji wolność to narkomania i alkoholizm to chyba nie mamy o czym rozmawiać. Sam lubię sobie czasami wypić ale nie do przesady.
- Wszystko Leon.- Rozentuzjazmowany macha rękoma. - Mam ochotę iść na imprezę to idę. Już rozumiesz?- Teraz wiem jaka przepaść intelektualna jest między nami. Co się z nim stało?
- A Ludmiła?
- Zerwała ze mną, w jej mniemaniu zmieniłem się. - Oj nie tylko ona.
- Może jest w tym trochę prawdy. Zastanów się.
- I ty skończ. - Żeby nie było chciałem mu pomóc. A to co on zrobi to inna sprawa?
***
Spoglądam na prezent kupiony dla Violety. Musi się jej spodobać. Dziś wigilia, którą pewnie spędzę sam w tym mieszkaniu. Pójdę po prostu wcześniej spać i już. A jutro spotkam się z Violettą i dam jej prezent. Samotny więc siedzę i próbuję zagrać jakąś melodię na gitarze. Na dworze powoli się ściemnia a na ulicach panują pustki. Wszyscy pewnie są w swoich domach wraz z rodziną. A ja sam tutaj. Wprawdzie mogłem iść do rodziców, ale ta sztuczna otoczka by mnie zbiła. Nie o to chodzi w świętach. A gdy pierwsza gwiazdka pojawia się na niebie słyszę dzwonek do drzwi. Odkładam gitarę i wstaję by je otworzyć. Zdziwiony odkładam gitarę i idę je otworzyć. Zdziwiony szeroko otwieram oczy i nie wierzę w to co widzę. Na korytarzu stoją Violetta i moja babcia.
- Nie mogłyśmy pozwolić byś był sam w tym dniu.- Słyszę z ust staruszki i uśmiecham się szeroko. Przytulam je obie. Mam przy sobie dwie najważniejsze osoby w moim życiu i jestem najszczęśliwszy na świecie. Cały świat może się ode mnie odwrócić, ale one we dwie zawsze przy mnie będą.
~♥~
Hej.
Witam was w sylwestra tak w prawdzie bo dodaję to gdy jest już po północy.
Ostatni post w tym roku.
Ogólnie miało być to wcześniej, ale naprawdę nie miałam kiedy się za to zabrać szkoła pochłania mój cały wolny czas a w przerwie świątecznej mało byłam w domu.
Skopałam końcówkę lecz nie wiedziałam kompletnie jak to zakończyć.
Życzę wam by ten rok był spełnieniem waszych marzeń i byście zawsze wierzyli w siebie.
Czy jakieś zmiany będą w tym roku?
Cóż do marca będzie mniej postów ( jeszcze mniej tak się da )
ze względu, że moi rodzice zgodzili się na to bym pojechała na koncert Jorge.
Sama w to jeszcze nie wierzę.
Potem będę miała luzy i będę starała się dodawać więcej.
Nie wiem jak będzie z wakacjami bo w lipcu planuję znaleźć jakąś pracę.
To tyle więc jeszcze raz SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU.
PS: Błędy poprawie później.