sobota, 30 grudnia 2017

A gdy pierwsza gwiazdka...



____

 Biorę głęboki  wdech i wychodzę z lotniska. Dokładnie rok temu opuściłem to miasto. Nie utrzymywałem kontaktu z nikim. Rodziną, przyjaciółmi a nawet dziewczyną. Oni zaś próbowali za wszelką cenę skontaktować się ze mną. Musiałem przemyśleć kilka spraw. Rodzice jakoś zbytnio się mną nie przejęli.Tak bardzo do przewidzenia. Zwiedziłem wiele miejsc i poznałem wielu ludzi. A przede wszystkim dowidziałem się czego tak naprawdę chcę. Jestem Leon Verdas jedyne czego chcę to Violetta Castillo. Nie potrzebuję moich rodziców oni mnie nie potrzebowali przez lata. Za kilka dni święta, na których na pewno ich nie będzie taka mała tradycja. Tegoroczne święta chcę spędzić w towarzystwie tych, których kocham. A kocham Violette. Jednak nie mogę być pewny tego czy ona czuje do mnie to samo co przed moim wyjazdem. Mogło się wiele zmienić przez ten rok. Szatynka nie mogła czekać na mnie wieczność. Miłość nie wybiera. 
 Wsiadam do taksówki i podaję adres domu, w którym spędziłem całe swoje życie. Nikt nie wie, że wróciłem. Chcę zrobić im niespodziankę. Oglądam przez szybę samochodu widoki, które są mi bardzo dobrze znane. Uśmiecham się widząc budynek mojej dawnej szkoły to tu poznałem Violette. Na początku mojego wyjazdu miałem drobne wyrzuty sumienia, że zrobiłem to tak bez słowa. W prawdzie zostawiłem tekst piosenki, ale to mnie nie usprawiedliwia w dalszym ciągu. Piosenka była czymś od serca, szyfrem do jej serca. Jadę do domu z myślą, że może kiedyś jeszcze coś między nami będzie. 
 Widzę swój dom. Wspaniały dom. Podczas tej podróży nauczyłem się, se dom to nie tylko budynek lecz również ludzie, którzy nas kochają. Wysiadam z taksówki pod domem. Ciągnąc za sobą walizkę przechodzę przez podwórko. Nie mam kluczy więc dzwonię dzwonkiem. Czekając aż babcia otworzy drzwi poprawiam swoją koszulę i włosy, które opadły mi na czoło. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi nie otwiera moja babcia lecz mężczyzna w garniturze. Mój ojciec. Cokolwiek tu robi nie mam ochoty go widzieć. Jest dla mnie nikim. 
- Leon.- Mówi z tą swoją udawaną radością. Najchętniej wysłałbym go do piekła. 
- Daruj sobie. - Przepycham się w drzwiach. Tyle lat nie było go w moim życiu a teraz zgrywa kochającego ojca. Nie będzie kochającej się rodzinki bo ja nie jestem ich synem. Wchodzę do mojego starego pokoju. O cholerę tu chodzi? Zamiast pokoju. który tak dobrze pamiętam jest pokój dziecięcy. Odstawiam torbę na podłogę i się rozglądam. Dlaczego? Jestem w tym wszystkim zagubiony. 
- Leon.- Odwracam się w stronę tak znanego mi głosu. Widzę moją ukochaną babcię. Nic się nie zmieniła. Bez namysłu podchodzę do niej i przytulam. 
- Przepraszam. - Mówię cicho.- Wyjechałem tak nagle bez słowa. 
- Leon.- Kobieta natychmiast mi przerywa moje tłumaczenia. - Rozumiem cię jest dobrze. Twoi rodzice bardzo się martwili.
- Uwierzę we wrzystko, ale na pewno nie w to.- Mówię.- O co tu chodzi w ogóle? Pokój dziecięcy. Dlaczego? - Pytam zaniepokojony. 
- Masz siostrę Leon. Pięciomiesięczną Louis.- Moje oczy niemal wyskakują z oczodołów. Nigdy nie myślałem o tym, że będę kiedykolwiek mieć rodzeństwo. Jeśli już mam młodszą siostrę to postaram się być dla niej jak najlepszym bratem. Rozglądam się jeszcze po pokoju.- Twoi rodzice stwierdzili, że gdy wrócisz będziesz wolał zamieszkać sam więc kupili ci mieszkanie w centrum. 
- A Violetta. Ma kogoś? - Zmieniam temat. 
- Nie umiem ci odpowiedzieć na to pytanie. - Wzdycham cicho. Niepotrzebnie wracałem. Co ja myślałem w ogóle, że wrócę i będzie jak kiedyś? Wszyscy rzucą mi się w ramiona? Aktualnie układają sobie życie beze mnie. Jestem głupi. 
- Rozumiem. 
***
 Wkładam ostatnie rzeczy do szafy. Czuję się jak śmieć. Moi rodzice po prostu się mnie pozbyli. Urodziła się mała i ja już nie jestem potrzebny. Jakbym kiedykolwiek był. Jej nie mam nic za złe bo jest za mała by to zrozumieć a poza tym to nie jej wina jacy są rodzice. A dla nich tak naprawdę nie istniałem. Siadam na kanapie w co prawda luksusowym mieszkaniu lecz nie czuję się tu dobrze. Brakuje mi w nim miłości. Spoglądam  na zdjęcie  stojące na komodzie. Tęsknię za Violettą lecz nie mam tyle odwagi by jej się pokazać na oczy. Chcę się jeszcze spotkać z Federico. Wyciągam telefon, który nie był włączany od kilkunastu miesięcy. Włączam go i to co mnie szokuje to ilość nieodebranych połączeń najwięcej z nich jest do Violetty a ostatnie sprzed godziny. W moim sercu kiełkuje nadzieja jeszcze nie wszystko stracone. Wstaję i postanawiam udać się na jakieś zakupy. Wychodzę z budynku i idę do pobliskiego marketu. Przechodząc nieopodal parku zauważam osobę, na której widok moje serce bije szybciej niż normalnie. Jednak wraz z jego przyśpieszeniem pęka na milion kawałków. Widok szatynki rzucającej się na szyję innego sprawia ból. Moje oczy szklą się lecz powstrzymuję łzy. 
- Violetta!- Zdesperowany krzyczę stojąc na środku chodnika. Liczę, że jednak mnie usłyszy. Żyję zgubną nadzieją. Jednak jej sylwetka odwraca się w moją stronę mój uśmiech się pojawia pojawia się na mojej twarzy. Nie wierzę sam w to co się właśnie dzieje w to, że ona idzie w moją stronę by po chwili wtulić się w moje ciało. Po jej policzkach płyną łzy a ja sam staram się nie popłakać ze szczęścia. 
- Jesteś tu.- Mówi cicho gładząc mój policzek. - Dzwoniłam codziennie. 
- Wiem. - Odpowiadam cicho mocniej ją przytulając. - Rozumiem jeśli mi nie wybaczysz. 
- Leon, ale ja nie mam ci czego wybaczać. - Violetta wpatruje się we mnie i przeczesuje mi włosy. - Wiedziałam, że do mnie wrócisz. - Uśmiecha się i ponownie do mnie przytula. Bałem się tej chwili jednak jest o wiele lepiej niż mogłem to sobie wyobrazić. 
- Kocham cię. 
- Ja ciebie też. - Uśmiecham się. - Muszę lecieć Leon. Kuzyn na mnie czeka. - A więc to jej kuzyn. Cała zazdrość ze mnie ulatuje. 
- Wyślę Ci później mój nowy adres. - Mówię na odchodne. Najszczęśliwszy na świecie wracam do mieszkania. 
  Z uśmiechem wpatruję się w zdjęcie szatynki. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że spotkałem ją. Muszę ją zobaczyć jeszcze raz i porozmawiać na spokojnie. Chcę jeszcze zobaczyć się z Federico lecz czas na to znajdę jutro. Teraz jest czas na sen. Muszę kupić prezent dla Violetty na święta. 

 ***
  Do świąt zostały trzy dni od czasu mojego powrotu nie pojawiłem się w rodzinnym domu. Nie mam najmniejszej ochoty tam przebywać. Nie wiem też czy pojawię się na wigilii. To wszystko będzie takie sztuczne. Jeśli mamy udawać kochającą się rodzinę to nie chce świąt. Mogę je ewentualnie spędzić z Violetta jednak ona pewnie już ma plany. Wstaję z łóżka, muszę poważnie porozmawiać z Violetta. Idę do kuchni i robię jakieś szybkie śniadanie. Nie czuję kompletnie tych świąt. Wróciłem i wszyscy ciągną do tego by życia sprzed mojego wyjazdu nie było. Ono zawsze będzie obecne bo to przed wyjazdem poznałem Violette. 
 Sprzątam trochę w mieszkaniu i się odświeżam. Gdy jestem gotowy na przyjęcie Castillo dzwonię do niej. Jeden sygnał, drugi, trzeci... 
- Leon. - Słyszę w końcu jej zdziwiony głos. Uśmiecham się sam do siebie. 
- Cześć. 
- Nie spodziewałam się, że zadzwonisz. 
- Ja też... - Urywam. - Znaczy. Nie sądziłem, że odbierzesz. - Plączę się. 
- Spokojnie. - Uspokajam się słysząc jej śmiech po drugiej stronie słuchawki. - Coś się stało? 
- Nie, dlaczego tak sądzisz? - Zestresowany poprawiam się na miejscu. 
- Bo jesteś jakiś spięty. 
- Ja? No co ty. - Śmieje się. - Chcesz do mnie wpaść? 
-Po co? 
-Musimy porozmawiać. - Zgarniam swoje włosy na bok i czekam na odpowiedź szatynki. 
- Przecież rozmawiamy. Ale skoro nalegasz to wpadnę Wyślij mi tylko adres. - Ostatnie co słyszę to jej cudowny śmiech. Uśmiecham się do siebie patrząc w sufit. Wysyłam Violettcie adres i idę do kuchni. Muszę zrobić coś do jedzenia. 
 Wpatruję się w zegarek i czekam na przyjście szatynki. Minuty są jak godziny. W końcu słyszę upragniony dźwięk dzwonka. Podrywam się z miejsca i podchodzę do drzwi. Otwieram je w wpatruję się w szatynkę. Nie wiem ile tak stoję.
- Wpuścisz mnie? - Szatynka sprawia, że się ogarniam i przepuszczam ją w drzwiach. - Serio jesteś jakiś spięty.- Szatynka się śmieje. - I masz mąkę na policzku.- Jej uśmiech powiększa się gdy tylko dotyka mojego policzka. Posyłam jej delikatny uśmiech
- Chcesz herbaty? - W końcu się do niej odzywam. 
- Chcę, ale chcę też byś wyluzował. To tylko ja. - Kiwam głową i idę do kuchni zrobić herbatę. Weź się w garść Verdas. Opieram się o kuchenny blat. Boję się, że dla niej też będę śmieciem. Każdy chce się mnie pozbyć. Moje policzki powoli stają się mokre od łez. Potrzebuję jedynie miłości czy to tak wiele? 
-Leon. - Słyszę za sobą szept szatynki. Odwracam się w jej stronę wycierając załatwione oczy. - Skarbie nie płacz. - Szatynka kładzie swoje dłonie na moich policzkach i  wyciera resztki moich łez. Przytulam się do niej. Może to śmieszne, ale tylko ona może mi dać to czego czego potrzebuję. 
- Nie zostawisz mnie? - Pytam odsuwając się od niej. 
- Nigdy. Co się dzieje? 
- Boję się. - Mówię cicho. - Boję się tego, że będę dla ciebie nikim. 
- Leon obiecuję Ci, że nigdy tak nie będzie. Nawet tak nie myśl. Rozumiesz? Nie po to na ciebie czekałam. - I dzieje się coś za czym tak bardzo tęskniłem. Zostaję obdarowany pocałunkiem wprost od niej. Moja pewność siebie raptownie wraca. 

***

Budzę się w końcu szczęśliwy kto by pomyślał, że wczorajszy wieczór tak się potoczy. Jako, że później rozmawialiśmy do późna Violetta za moją namową zdecydowała się zostać. Przyglądam się jej i zgarniam włosy z twarzy szatynki. Dziś muszę się skontaktować z Federico i kupić prezent świąteczny dla Violi. 
- Leon.- Spoglądam na moją dziewczynę i się uśmiecham.- Zrobisz mi kawę?- Pyta zaspana a ja kiwam głową . 
- Karmelowa dwie łyżeczki cukru?- Dopytuję a dziewczyna przytakuje. 
- Przytul mnie jeszcze.- Uśmiechnięty tulę dziewczynę do siebie i całuję w policzek. 
 Robię w kuchni kawę dla siebie i szatynki. Zanoszę ją do sypialni i siadam obok mojej dziewczyny. Chyba mogę ją tak nazwać. 
- Już się nie martw. - Mówi całując mój policzek. 
- Nie martwię się.- Posyłam jej uśmiech. - Co u Federico?- Pytam kładąc głowę na jej kolanach. 
- Szkoda gadać.- Wzdycha.- Zszedł się z Ludmiłą i się zaczęło. Nie poznaję go. 
- A co takiego się stało?- Dopytuję. W prawdzie Federico zawsze był bardzo rozrywkowy jednak jego mama starała się nad nim panować. 
- Imprezuje bardziej niż normalnie. Do tego doszły narkotyki.- Kiwam głową słuchając dalej.- Zaczęło się gdy wyprowadził się z domu. Jego mama nie ma na niego takiego wpływu jak wcześniej. 
- Pogadam z nim. - Odpieram wstając.- Jeszcze dziś. 
- Myślisz, że to coś da? 
- Zawsze warto spróbować. 
 Violetta wyszła jakąś godzinę temu. Zadzwoniłem w tym czasie do Federico, który ku mojemu zaskoczeniu odebrał. Po opowieściach Castillo mogłem różnie sądzić. Muszę znów sprowadzić go na właściwą drogę. Może jego mama wybaczy mi ten nieszczęśliwy wypadek ze schodami, który przecież nie był moją winą. Umówiłem się z nim w centrum handlowym. Muszę już wyjść żeby zdążyć. Nie miałem czasu na zrobienie sobie prawka więc zostają mi taksówki i autobusy. Co prawda galeria jest jakieś 15 minut drogi stąd jednak samochodem byłoby wygodniej. 
 Wychodzę od siebie do umówionego miejsca. Mam nadzieję, że nie będzie za późno by go z tego wyciągnąć. Biedny Federico jak mógł to sobie zrobić. Stoję przed galerią i czekam na przyjaciela wymieniając wiadomości z Violettą. 
- Verdas.- Odwracam się słysząc swoje nazwisko. Nic się nie zmienił z wyglądu. Witamy się i wchodzimy do środka. - Więc postanowiłeś do nas wrócić.- Śmieje się ironiczne co strasznie mnie denerwuje. Wie dobrze w jakiej sytuacji jestem. Nie chcąc wszczynać awantury wydaję, że tego nie słyszałem. 
- A co u ciebie.- Pytam jakbym nie wiedział co on wyprawia. 
- Dobrze.- Stwierdza dumny z siebie i zapala papierosa, którego szybko mu zabieram.- O co ci chodzi? 
- Rozmawiaj ze mną a nie... 
- Od kiedy jesteś taki sztywny.- Przerywa mi.- U mnie jest wszystko w jak najlepszym porządku odkąd uwolniłem się od matki. Robię sobie co chcę i nikt nie ma do mnie o to pretensji. 
- To co chcę znaczy?- Dopytuję by mieć pewność o co mu chodzi. 
- Jestem wolny. Rozumiesz?- Nie, nie rozumiem. Jeśli w jego definicji wolność to narkomania i alkoholizm to chyba nie mamy o czym rozmawiać. Sam lubię sobie czasami wypić ale nie do przesady. 
- Wszystko Leon.- Rozentuzjazmowany macha rękoma. - Mam ochotę iść na imprezę to idę. Już rozumiesz?- Teraz wiem jaka przepaść intelektualna jest między nami. Co się z nim stało? 
- A Ludmiła? 
- Zerwała ze mną, w jej mniemaniu zmieniłem się. - Oj nie tylko ona. 
- Może jest w tym trochę prawdy. Zastanów się. 
- I ty skończ. - Żeby nie było chciałem mu pomóc. A to co on zrobi to inna sprawa? 

***
 Spoglądam na prezent kupiony dla Violety. Musi się jej spodobać. Dziś wigilia, którą pewnie spędzę sam w tym mieszkaniu. Pójdę po prostu wcześniej spać i już. A jutro spotkam się z Violettą i dam jej prezent. Samotny więc siedzę i próbuję zagrać jakąś melodię na gitarze. Na dworze powoli się ściemnia a na ulicach panują pustki. Wszyscy pewnie są w swoich domach wraz z rodziną.  A ja sam tutaj. Wprawdzie mogłem iść do rodziców, ale ta sztuczna otoczka by mnie zbiła. Nie o to chodzi w świętach. A gdy pierwsza gwiazdka pojawia się na niebie słyszę dzwonek do drzwi. Odkładam gitarę i wstaję by je otworzyć. Zdziwiony  odkładam gitarę i idę je otworzyć. Zdziwiony szeroko otwieram oczy i nie wierzę w to co widzę. Na korytarzu stoją Violetta i moja babcia. 
- Nie mogłyśmy pozwolić byś był sam w tym dniu.- Słyszę z ust staruszki i uśmiecham się szeroko. Przytulam je obie. Mam przy sobie dwie najważniejsze osoby w moim życiu i jestem najszczęśliwszy na świecie. Cały świat może się ode mnie odwrócić, ale one we dwie zawsze przy mnie będą. 

~♥~
Hej. 
Witam was w sylwestra tak w prawdzie bo dodaję to gdy jest już po północy. 
Ostatni post w tym roku. 
Ogólnie miało być to wcześniej, ale naprawdę nie miałam kiedy się za to zabrać szkoła pochłania mój cały wolny czas a w przerwie świątecznej mało byłam w domu. 
Skopałam końcówkę lecz nie wiedziałam kompletnie jak to zakończyć. 
Życzę wam by ten rok był spełnieniem waszych marzeń i byście zawsze wierzyli w siebie. 
Czy jakieś zmiany będą w tym roku? 
Cóż do marca będzie mniej postów ( jeszcze mniej tak się da ) 
ze względu, że moi rodzice zgodzili się na to bym pojechała na koncert Jorge. 
Sama w to jeszcze nie wierzę. 
Potem będę miała luzy i będę starała się dodawać więcej. 
Nie wiem jak będzie z wakacjami bo w lipcu planuję znaleźć jakąś pracę. 
To tyle więc jeszcze raz SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU. 
PS: Błędy poprawie później.


piątek, 14 kwietnia 2017

Voy por ti



 
 
 
____
En esta historia todo está al reves
No me importa esta vez
 
Spoglądam z uśmiechem na dziewczynę idącą w moją stronę. Niezgrabnie poprawia niesforny kosmyk włosów.
- Cześć.- Mówię gdy przechodzi obok mnie. Obdarowuje mnie bladym nieśmiałym uśmiechem i obojętnie idzie dalej. Od pierwszego dnia szkoły wydawała się być inna taka cicha i spokojna a tym samym wyjątkowa. Wzdycham i idę w stronę klasy. Opieram się plecami o ścianę.
- Co jest Leon?- Wesoły jak zwykle Włoch staje obok mnie.- Poczekaj już chyba wiem czy to coś a raczej ktoś zaczyna się na V a kończy na A?
- Niestety.
- Zazwyczaj to faceci olewają laski a u ciebie jest odwrotnie.
- Ona mnie nie olewa. Po prostu jest trochę nieśmiała.
- Wmawiaj sobie ziomek wmawiaj.- Federico klepie mnie po ramieniu. Tymczasem ja przyglądam się ciągle szatynce siedzącej na ławce nieopodal. Uśmiecham się pod nosem gdy ona uroczo marszczy swój mały nosek próbując rozwiązać jedno z zadań po okładce książki mogę sądzi, że to matematyka.- Jesteś zakochany.- Federico nuci w rytm jakiejś wymyślonej przez siebie melodii.
- Gratulacje wiesz. Przyznam ci Nobla za to odkrycie.- Uśmiecham się głupio w jego stronę.- Ile do dzwonka?
- Z 10 minut a co?- Kiwam twierdząco głową i ruszam w stronę dziewczyny.
- Mogę się przysiąść?- Nie uzyskuję jednak słownej odpowiedzi tylko drobny gest w postaci zabrania plecaka z ławki daje mi do zrozumienia, że mogę usiąść obok. - Pomóc? - Wskazuję na zeszyt. Dziewczyna przytakuje.- Chyba nie jesteś zbyt rozmowna.- Czytam zadanie i chwilkę się nad nim zastanawiam. Dopisuję minus w jednym miejscu.- Teraz powinno być już dobrze.- Szatynka patrzy na mnie z delikatnym uśmiechem.
- Dziękuję.- Mówi cicho tak bym tylko ja usłyszał.
 
 
Se que hay momentos que parecen posibles
Una mirada, un gesto irrestitible

- Hej.- Uśmiecham się przyjaźnie do szatynki.- Proszę.- Podaję jej książkę z górnej półki. Mimo dość wysokich butów nie jest wystarczająco wysoka by dosięgnąć książki z półki. Mimo swojego niskiego wzrostu jest piękna. Idealna.
- Dzięki.- Szepcze nieśmiało i odchodzi. Bez większego namysłu idę za nią.
- Odprowadzić cię?- Podążam za dziewczyną. Szatynka kiwa głową więc biorę to za tak.- Wiesz tyle lat tu mieszkam i nigdy nie byłem w tej okolicy.- Zaczynam jakikolwiek temat do rozmowy. Jednak Violetta nie chce za bardzo ze mną rozmawiać.
- To tutaj.- Zatrzymuje się przed niewielkim domem jednorodzinnym. Na podjeździe parkuje srebrny samochód. Rozpoznaję je kilka razy jej tata był odebrać ją ze szkoły. Z pojazdu jako pierwsza wysiada kobieta około czterdziestki i przyjaźnie się uśmiecha w naszą stroną.
- Viola kim jest twój kolega?- Dziewczyna rumieni sią na to pytanie.- Zaproś go do środka.- Słyszę ciche westchnięcie ze strony Violetty, która po chwili prowadzi mnie do swojego domu.
- German Castillo tata Violetty.- Mężczyzna, który przed chwilą siedział w samochodzie wyciąga do mnie rękę.
- Leon Verdas.- Podajemy sobie dłonie.
- Pozdrów tatę.
- Zna pan mojego ojca?- Mówię zdziwiony tym faktem.
- Oczywiście. Chodziliśmy do jednej klasy.
- Postaram się przekazać gdy rodzice wrócą z Meksyku.- I znajdą dla mnie czas.
- Często cię tak zostawiają?- Mama Violetty zabiera głos.
- Czasami.
- Oj biedaku zjesz dziś z nami.- Spoglądam ukradkiem na Violette co jakiś czas. Stoi zmieszana tą całą sytuacją. Posyłam jej pokrzepiający uśmiech.
- Dziękuję bardzo,ale...
- Nie ma żadnego, ale. Violu zabierz kolegę do swojego pokoju. Zawołam was na obiad.- Violetta chwyta mnie za rękę i prowadzi do siebie.
- Przepraszam cię za moich rodziców oni po prostu...- Zaczyna niepewnie gdy jesteśmy w jej pokoju.
- Nie musisz za nic przepraszać. Zapewniam cię, że moi są gorsi.
- Nie mów tak.- Czyżby szykowała się nasza pierwsza dłuższa rozmowa?
- Twoi chociaż się dobą interesują.- Chyba nie powinienem był tego mówić.
- Interesują się aż za bardzo.- Dziewczyna ciężko wzdycha i siada na fotelu. Jest śliczna.
- Chciałbym aby moi tacy byli.
- Co masz na myśli?
- Nie ważne.- Macham ręką i blado się uśmiecham.- Dlaczego nie chciała nigdy wcześniej ze mną rozmawiać?- Zadaję pytanie szatynce. Ona spogląda na mnie i jakby zastanawia się chwilkę na odpowiedzią. Słyszę jej bardzo ciche i urocze westchnięcie.
- Trochę się ciebie wstydziłam.
- Mnie? Teraz jakoś rozmawiamy i się nie wstydzisz.
- Ale teraz jesteśmy sami.- W pokoju rozchodzi się pukanie do drzwi a z za nich wychodzi mama Violetty.
- Chodźcie na obiad dzieciaki.- Nastolatka przytakuje i ciągnie mnie za sobą. Siadamy przy stole. Ile bym dał za chociaż jeszcze jeden posiłek dziennie w towarzystwie rodziców. Wiecznie zapracowani państwo Verdas.
- Masz jakieś hobby Leon?- Zagaduje mnie ojciec dziewczyny.
- Gram trochę na gitarze i trenuję piłkę nożną.- Odpowiadam zgodnie z prawdą. Gdy miałem osiem lat mój już świętej pamięci dziadek pokazał mi pierwsze akordy. W piłkę zacząłem grać mając siedem lat tak zaczęła się moja przyjaźń z Federico.
- A czym chcesz się zająć po skończeniu szkoły?- Tym razem pyta mnie mama szatynki.
- Myślałem trochę o medycynie.
- Prawie jak nasza Violetta.- Kobieta stwierdza z entuzjazmem. Kątem oka spoglądam na piękność siedzącą obok mnie. Próbuje zakryć swoje zarumienione policzki. Chciałbym zgarnąć włosy opadające jej na twarz i powiedzieć, że podobają mi się rumieńce. Spoglądam na zegarek, który wskazuje godzinę 16:30. Wypadałoby już wrócić do siebie.
- Bardzo miło, że państwo zaprosili mnie do siebie lecz muszę już wracać do domu.- Kulturalnie wstaję od stołu.
- Odprowadzę cię.- Violetta idzie w moje ślady. Idziemy w kierunku drzwi.
- Dziękuję za miłe popołudnie.- Uśmiecham się w stronę szatynki.
- To ja ci dziękuję Leon.- Zbliża się do mnie jednak szybko się wycofuje.
- Coś się stało?
- Nic...po prostu chciałam ci dać buziaka w policzek.- W środku cały skaczę z radości a na zewnątrz tylko się uśmiecham.
- To na co czekasz?
- Nie wiem czy powinnam.- Powinnaś.
- Czekam.- Śmieję się a po chwili czuję coś miękkiego na swoim policzku.

 



 
Hablemos de una vez
Yo te veo pero tú no ves

- Jesteś gorszy niż zakochana piętnastolatka.- Fedeirco rzuca we mnie poduszką.- Buziak w policzek nic nie znaczy.
- Może dla ciebie ale dla mnie...
- Laska jak laska.- Przerywa mi.
- Ona jest wyjątkowa. Nie zrozumiesz niższa formo życia.- Odrzucam poduszkę, którą wcześniej rzucił w moją stronę. Dla niego dziewczyny to od zawsze były tylko dziewczyny. Dziś jedna jutro druga. Nic więcej.
- Zabijałeś się.
- To wiem i ja.
- Masz dwie opcje w tej sytuacji albo powiesz jej co czujesz albo zapomnisz.
- Dzięki za pomoc.- Obracam się na fotelu biurowym.
- Dobra Leon będę się zwijać.
- Zostań moich rodziców nie ma.- Jak zwykle.- Pogramy w jakieś gry na konsoli napijemy się piwa i zamówimy pizzę.
- Przekonałeś mnie tą pizzą. Ale błagam nie każ mi słuchać już twoich problemach sercowych.- Włoch jęczy marszcząc brwi. Ignoruję to i biorę telefon z biurka.
- To co zawsze?- Upewniam się. Włoch przytakuje. Schodzę na parter. Wykręcam numer do pizzerii zamawiam naszą ulubioną pizzę a z lodówki biorę cztery piwa. Ojciec i tak nie zauważy. Ledwo ogarnia, że ma syna. Dla nich mógłbym rzucić się z dachu i by tego nie odczuli. Biorę napój alkoholowy idę do pokoju.
- "Porozmawiajmy ten jeden raz. Ja cię widzę ty mnie już nie" - Federico trzyma w ręku jakąś kartkę i czyta z niej słowa. Chwila to MOJA piosenka napisana specjalnie dla Violetty.- No no przyjacielu ja nie wiedziałem, że z ciebie jest taki romantyk.
- Mógłbyś to łaskawie zostawić?- Wyrywam mu kartkę.
- To o tobie i Violettcie co nie? Ty za nią latasz a ona ma cię gdzieś.
- Jest po prostu nieśmiała.
- Tłumacz to sobie jak chcesz.- Kręci głową i piesze się za napój z procentami.
- Mama cię nie zbije?- Pytam ironicznie. Ostatnio jak wypił i mnie łyk browara to mało co z domu go nie wygoniła.
- Przenocujesz mnie.- Stwierdza.- Oh stary jak ja ci zazdroszczę. Twoi rodzice nie czepiają się ciebie o wszystko.- On nawet nie zdaje sobie sprawy  z tego ile bym dał za jakieś upomnienie ze strony rodziców. Nawet głupie "Leon załóż kurtkę bo jest zimno" ze strony mojej mamy by mnie uszczęśliwiło. Albo kazanie ojca na temat tego, że za długo siedzę przy komputerze. Może to śmieszne ale nigdy w całym swoim życiu nie miałem szlabanu. Czasami wieczorami leżę i zastanawiam się czy moi rodzice na prawdę chcieli mieć dziecko. Z dzieciństwa pamiętam tylko, że jak wracali to przywozili mi nowe zabawki. Nic więcej. Bardzo dobrze za to pamiętam chwile z babcią, która praktycznie mnie wychowała i nadal to robi. Zawsze gdy moi rodzice jechali w kolejną delegację ona prosiła by zostali, ale i tak robili swoje. Gdyby mój ojciec chciał ze mną rozmawiać pewnie problem z Violettą miałbym dawno za sobą,ale nigdy nie miałem męskiej rozmowy z własnym ojcem. Kochający ojciec to się nazywa.
- Możesz sobie pobyć mną oni i tak nie ograną, że ja to nie ja.
- Mógłbym?- Boże jaki on jest tępy.
- Twoja matka zabiła by ciebie a potem mnie.- Stwierdzam biorąc portfel i wyjmuję z niego odpowiednią sumę pieniędzy na zamówioną wcześniej pizzę.- Ponownie schodzę na dół otwieram drzwi i odbieram zamówienie. Trzymając karton idę do swojego pokoju. Siadam obok przyjaciela i dopijam piwo. Na jednym się nie skończyło a ojciec pewnie nie zwróci uwagi, że zniknął jeszcze inny alkohol.
  Rano budzi mnie dźwięk budzika 7:50. Wstaję szybko w podłogi, na której widocznie spałem tej nocy. Wokół leżą porozwalane butelki po alkoholu. Federico śpi w fotelu biurowym.
- Ziomek.- Budzę go i szybko zbieram rzeczy z podłogi.
- Tak kochanie.- Włoch mamrocze przez sen. Co za idiota.
- Wstawaj debilu!- Krzyczę na niego w międzyczasie zakładając czysta koszulę.
- O co ci chodzi?- Mówi zaspany a ja wskazuję na zegarek.- O Jezu!.- Federico ożywia się i wstaje z fotela. Biorę jeden z dezodorantów i pikam nim przyjaciela.- O co ci chodzi.- Brunet otrzepuje się.
- Wali od nas jak z gorzelni.
- Ile mi wczoraj wypiliśmy.- Mój przyjaciel chwyta się za głowę.
- Nie wiem, ale dużo. Masz.-Podaję mu tabletki przeciwbólowe. Zbieramy się do szkoły.- Jaki czas?
- 8:20.- Odpowiada mi.- Zdążymy. Przyśpieszamy bie. Pierwsza taka sytuacja w moim życiu. Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Wbiegamy do szkoły na korytarzu panują pustki jest już dawno po dzwonku.
- Co teraz mamy?- Patrzę na przyjaciela.
- Hiszpański.- Federico mówi z przerażeniem. No to obaj zginiemy. Bierzemy po głębokim wdechu i idziemy do klasy. Pukam do drzwi i niepewnie wchodzę do środka a za mną mój przyjaciel.
- Dzień dobry.
- Dobry dobry. Jaka jest przyczyna waszego spóźnienia.
- Trochę zaspaliśmy...- Zaczynam.
- Tak, ale jesteśmy zwarci i gotowi do pracy.- Federico przerywa mi. Oh stary nie pogarszaj naszej sytuacji. Nauczycielka mierzy nas wzrokiem
- Dezodorant nie zamaskuje zapachu alkoholu. Do dyrektora ale to już!
- Ale.- Błagam zamknij się już.- Siłą wyciągam go z klasy.
- Pozwól, że to ja będę mówił.

Hablemos de una vez
Yo te veo pero tú no ves
 
 
- Będę musiała o tym powiedzieć twoim rodzicom.- Babcia podaję mi kubek z ciepłą herbatą.
- O ile w ogóle się tym przejmą.- Mówię spuszczając wzrok. Brakuje mi rodziców. Mojej mamy nigdy nie było w przedszkolu z okazji dnia matki a ojciec nigdy nie przyszedł na mecz. Może to nic takiego, ale dla kilkuletniego chłopca to ogromny cios.
- Twoi rodzice bardzo cię kochają, na swój sposób ale kochają.- Kobieta mocno mnie przytula. Tego potrzebowałem.- Wyrosłeś kochany. Niedługo do domu zaczną schodzić się panny.- Babcia uśmiecha się do mnie. Problem w tym, że ja nie chcę panien ja chcę Violette.
- Pójdę już do siebie.- Biorę kubek z napojem i idę do pokoju. Kładę się na łóżku i po prostu rozklejam. Mówią, że faceci nie płaczę a ja jednak uważam, że prawdziwy facet nie boi się uczuć. Leżę tak jeszcze chwilkę a po moich policzkach płyną łzy. Łzy tęsknoty za mamą i tatą. Słyszę pukanie a drzwi się uchylają.
- Masz gościa.- Kobieta rozchyla bardziej drzwi a moim załzawionym oczom ukazuje się Violetta. Pośpiesznie wycieram łzy.
- Cześć.- Podnoszę się z łóżka.
- Zostawię was.
- Płakałeś.- Stwierdza gdy moja babcia wyszła z pokoju.
- Nie no co ty.- Mówię zmieszany i drapię się po karku. Przecież nie powiem jej prawdy.
- Powiedzmy, że ci wierzę.- Uśmiecha się.- Przyniosłam ci notatki z dzisiaj.- Szatynka wyciąga z plecaka zeszyty i kładzie na moim biurku. Chce już wyjść jednak zatrzymuje się przy wyjściu.- Leon bo ja muszę się ciebie o coś zapytać.
- O co chodzi.
- No bo...- Zawiesza się.- Ktoś powiedział mi, że ci się trochę podobam.- Federico zabiję cię.- Chcę wiedzieć czy to prawda. Tylko proszę nie oszukuj mnie.- Podchodzi do mnie i swoimi pięknymi oczyma wpatruje się we mnie.
- Tak.- Mówię cicho przymykając oczy.
- Leon ja nie chcę ci robić nadziei. Jedyne co mogę ci zaoferować to przyjaźń.
- Dobrze przyjaciółko.- Uśmiecham się do niej.
- W takim razie do zobaczenia przyjacielu.- Całuje mój policzek i wychodzi z pokoju. Już trochę weselszy kładę się na łóżku i dzwonię do Federico. Czekam aż mój przyjaciel odbierze. Wciąż nie mogę w to uwierzyć ja i Violetta przyjaciółmi. Oczywiście, że wolałbym aby było to cos głębszego, ale czy udany związek nie powinien opierać się na przyjaźni?
- Co chcesz Leon?
- Stary nie uwierzysz Violetta u mnie była. Rozumiesz?
- Fascynujące. Teraz ja ci coś powiem. Moja kochana mama zabroniła mi się z tobą kumplować podobno jesteś rozpuszczony i masz na mnie zły wpływ.- Słyszę westchnięcie po drugiej stronie. Mama Federico nigdy za mną nie przepadała. Odkąd się poznaliśmy. W sumie na początku nie było źle. Ale potem Federico spadł ze schodów i złamał sobie rękę. Według jego rodzicielki pomogłem mu w tym. Dlatego tez nigdy nie chodzimy do niego.
- To było do przewidzenia ale znając ciebie i tak jej nie posłuchasz.
- Jakbyś mnie nie znał. Co chciała od ciebie twoja Violetka?
- Chciałem ci o tym powiedzieć zanim mi przerwałeś.- Biorę do ręki długopis i zaczynam się nim bawić.- Będę musiał cię zabić.- Może nie powiedziała wprost, że wie to od niego ale mówiłem tylko jemu.- Kto ci kazał jej powiedzieć, że mi się podoba?
- Skąd wiesz, że to ja?
- Bo tylko tobie o tym mówiłem debilu! Przyszła do mnie pod pretekstem przyniesienia notatek z lekcji bo przypominam, że przez twoje głupie odzywki kazali nam wracać do domu.- Ucinam.- Gdy miała już wychodzić zatrzymała się i zapytała czy mi się podoba.
- I co powiedziałeś?
- No, że tak ale z drugiej strony dziękuję bo Violetta i ja jesteśmy przyjaciółmi.
- O Boże stary.- Słyszę jego śmiech po drugiej stronie.- Laska zamknęła cię we friendzone.- Dlaczego wszyscy uważają strefę przyjaźni za coś najgorszego w świecie.
- O co ci chodzi?
- Z firendzone nie ma wyjścia.
 
No me importa esta vez
Voy por ti
 
- Nie chce mi się już- Układam ręce na stoliku i kładę na nich głowę ciągle obserwując dziewczynę przede mną.
- Podziękuj swojemu koledze.- Uśmiecha się do mnie promieniście. Od miesiąca jesteśmy przyjaciółmi. Dziewczyna jest już mniej nieśmiała. Praktycznie każdą wolną chwilę spędzamy razem. Nawet odrabiamy lekcje a potem nauczyciele myślą, że spisujemy.
- To Federico powinien robić zadanka a nie cała klasa.
- Nie lubię jak marudzisz.- Violetta przybliża się do mnie i mierzwi moje włosy.- Pozwolę ci zrobić chwilkę przerwy.
- Alleluja.- Opieram się wygodnie o oparcie fotela.
- W tedy u moich rodziców mówiłeś, że chciałbyś iść na medycynę zastanawiałeś się nad specjalizacją?
- Trochę.
- Tylko nie mów, że ginekologiem.- Szatynka się śmieje.
- Nie przesadzajmy. Myślałem nad ratownictwem albo chirurgią.
- W sumie ratownikiem możesz być. Ładnie ci w czerwonym.- Pokazuje na kolor mojej koszulki.
- A ty też podobno medycyna.
- Dietetyka.
- A skąd takie plany?
- Nie ważne.- Widocznie smutnieje.- Wracamy do zadań?- Chyba z naszej dwójki nie tylko ja coś ukrywam. Kontynuujemy robienie zadań w kompletnej ciszy, która mnie tak cholernie dołuje. Gdy kończymy Violetta wstaje i pakuje swoje rzeczy.
- Odprowadzę cię.- Mówię gdy szatynka jest przy drzwiach mojego pokoju. Birę bluzę z wieszaka i idę za nią.- Czemu tak umilkłaś? Powiedziałem coś nie tak?- Odzywam się gdy wychodzimy z mojego domu.- Jeśli tak to przepraszam.
- Nie, Leon jest okej.- Uśmiecha się do mnie sztucznie. Nie weźmie mnie na to, ale niech jej będzie.- Zamyśliłam się trochę. Pogadajmy o czymś?
- O czym tylko chcesz.
- Od kiedy grasz na gitarze?
- W sumie od dziecka, pierwsze chwyty pokazał mi mój dziadek a potem samo poszło.- Gdy byłem młodszy a rodzice wyjeżdżali zostawałem pod opieką dziadków. Dziadek był nauczycielem muzyki i czasami coś mi tam pokazał. Twierdził, że mam talent i powinienem uczyć się w szkole muzycznej. Jednak ja nie chciałem robić tego na poważnie jako hobby okej.
- Zagrasz mi coś kiedyś?
- Bardzo możliwe.- Od niedawna pracuję nad czymś dla Violetty. Nigdy nie pisałem piosenek ale gdy tylko pomyślę o niej to samo idzie.- A ty co robisz w wolnym czasie?
- Śpię, ale przez ciebie nie mam ostatnio wolnego czasu.
- Nie musisz do mnie przychodzić.
- Ale nie chcę żebyś siedział sam.- Zatrzymujemy się przed jej domem.- Twoi rodzice chyba dużo pracują.
- Mhm.- Nie zwracam zbytniej uwagi na to ci mówi do mnie dziewczyna. Jestem zbyt zajęty przyglądaniem się jej.
- Leon.- Szatynka pstryka mi palcami przed oczyma.
- Teraz to ja się zamyśliłem. Przepraszam.
- Nic się nie stało.- Violetta podchodzi już do furtki by wejść na teren swojej posesji.
- Violetto.
- Tak?- Szatynka w ostatniej chwili odwraca się w moją stronę. Podchodzę do niej patrząc się w oczy. Powoli przybliżam się by złączyć nasze usta w czułym pocałunku. Zaskoczona początkowo dziewczyna po chwili oddaje się przyjemności i swoją drobną dłoń układa na moim karku delikatnie mierzwiąc moje włosy. Każda komórka mojego ciała szaleje to to o czym marzyłem od tak dawna. Po chwili odrywamy się próbując uspokoić nasze niespokojnie oddechy. W oczach dziewczyny dostrzegam wcześniej nie znany mi blask.
- Leon...- Zaczyna będąc jeszcze w szoku.
- Nic nie mów. Dam ci czas.- Jeszcze raz tym razem krócej dotykam swoimi ustami jej warg i odchodzę. Wracam do siebie powolnym krokiem. Boże jaki ja jestem głupi. Violetta teraz się do mnie nie odezwie.
- Leon!.- Odwracam się słysząc swoje imię. Violetta.- Dlaczego poszedłeś tak bez słowa?
- Nie chciałem ci bardziej mieszać w głowie.- Wkładam ręce do tylnych kieszeni moich spodni.
- Już wystarczająco w niej namieszałeś.- Podchodzi do mnie i całuje mój policzek.
- Nie rozumiem.- Mówię zdezorientowany i poprawiam swoje włosy, które opadły mi na czoło.
- Może teraz zrozumiesz.- Violetta staje na palcach a jedną rękę przewiesza przez mój bark i delikatnie całuje. Całuję się z Violetta Castillo już trzeci raz. To uczucie jest nieziemskie.- Trochę mi się podobasz Leon.- Szatynka bawi się włosami nad moim karkiem.- No może trochę bardzo.- Dziewczyna uśmiecha się do mnie promieniście.
- Na serio?- Nie ukrywam mojego zdziwienia. Dziewczyna moich snów właśnie mówi, że się jej podobam.
- Tak
 
Cerca de ti, irresistible
Una actuación, poco creíble
 
- Powinniście mi dziękować.- Federico dosiada się do nas jedząc jabłko.
- Leon pomożesz mi z matmą?- Violetta zlewa totalnie mojego kumpla i bardziej przytula się do mojego boku. Nie dziwię się jej Federico trochę powkurzał ją na ostatniej przerwie.
- Leon zrób coś to twoja dziewczyna.- Śmieję się i kręcę głową.
- Zasłużyłeś.
- Jesteście razem dopiero dwa tygodnie a ty już jej pod pantofel włazisz.- Federico kończy jeść owoc i rzuca ogryzkiem do siebie.
- Panie Pasquarelli do dyrektora.- Słyszymy za sobą głos nauczycielki od historii. Obstawiam, że to ona dostała jego ogryzkiem. Mój przyjaciel wstaje i idzie z nią.
- Długo się znacie?
- Od dziecka.
- Chciałabym mieć przyjaciółkę.- Szatynka spuszcza głowę i smutnieje.
- To ja ci nie wystarczam?
- Z tobą nie mogę pogadać o typowo babskich sprawach.- Odrywa się ode mnie i patrzy na mnie tymi swoimi ślicznymi oczkami.
- Wiesz ja też mogę iść z tobą na zakupy.I będę powtarzał jak pięknie we wszystkim wyglądasz.
- Podlizujesz się.- Na twarzy Violetty znów gości uśmiech.
- Zapraszam cię na tak jakby randkę.- Zmieniam temat. Planuję to od tygodnia i chciałbym aby to była jej najlepsza randka.
- Okej, o której?
- U mnie o 17:00.- Uśmiecham się do mojej dziewczyny i całuje jej policzek. Po dzwonku udajemy się na ostatnia dzisiejszego dnia lekcję. Biologia jest jednym z moich ulubionych przedmiotów jednak dziś wyjątkowo nie mogę się skupić. Myślami jestem już na randce z piękną szatynką.
- Leon zapraszam do odpowiedzi.- Głos nauczycielki wyrywa mnie z zamyślenia.
- Ja?
- Tak myślałam tym razem ci odpuszczę, ale to tylko dlatego, że zaraz dzwonek. No cóż miłego weekendu.- Już coraz bliżej mojego spotkania z Violettą.
  Szybko ogarniam się w domu a babcia pomaga mi zjedzeniem. Co ja bym bez niej zrobił?  To ona słuchała mnie gdy miałem problemy to ona siedziała ze mną kiedy byłem chory. To babcia pomogła mi z randką.
- Leon skończ już z tymi perfumami bo ta biedna dziewczyna się udusi.- Babcia staje w progu mojego pokoju i się uśmiecha.
- Chcę by było idealnie.- Poprawiam w lusterku moje włosy.
- Ty naprawdę kochasz tą dziewczynę.
- Bardzo ją kocham i dziś jej to powiem pierwszy raz.
- To może ja już pójdę i zostawię was.
- Zostań chce ci ją przedstawić bo nie było jeszcze okazji.- Chcę by poznała Violette tyle jej opowiadałem o mojej ukochanej a nie było okazji by się poznały. Słysząc dzwonek do drzwi szybko schodzę na dół po drodze zatrzymuję się przy lustrze by zrobić kontrolę wyglądu. Biorę głęboki wdech i otwieram drzwi. Szatynka ma na sobie niebieską sukienkę z białymi kwiatami. Lekko rozkloszowaną sięgającą za kolano. Idealnie podkreśla figurę mojej dziewczyny.
- Cześć.- Uśmiecham się do niej szeroko. - Zapraszam.- Otwieram szerzej drzwi by mogła wejść do środka.
- Dzień dobry.- Mówi widząc moją babcię schodzącą po schodach na parter.
- Babciu poznaj Violettę.- Obejmuję szatynkę.- Violetto poznaj moją babcię.
- Miło mi panią poznać.
- Mi ciebie również.- Obie wymieniają przyjazne uśmiechy.- Zostawiam was już samych. - Zabiera swoją torebkę a po drodze zatrzymuje się jeszcze przy mnie.- Dobry wybór Leon, ale pamiętaj nie chcę jeszcze być prababcią.- Uśmiecha się do mnie i wychodzi. Przyglądam się chwilkę dziewczynie.
- Coś się stało? Ubrudziłam się gdzieś?
- Nie, spokojnie. Chodź.- Wyciągam dłoń w jej stronę i prowadzę od ogrodu gdzie wcześniej przygotowałem miejsce na naszą randkę. Niby tyko koc i trochę jedzenia ale wiedze ten blask w jej oczach. Podoba jej się. Siadamy razem na kocu  przytulamy do siebie. Mógłbym tak przesiedzieć całe życie.- Muszę ci coś powiedzieć.- Zaczynam a na twarzy mojej towarzyszki pojawia się strach. Kocham cię. Już mi się nie tylko podobasz ale także cię kocham.- Dziewczyna uśmiecha się i całuje mój policzek.
- Ja ciebie też. A teraz ja musze ci coś powiedzieć. Zdradzę ci mój sekret.- Szatynka bierze głęboki wdech.- Jestem chora.- JESTEM CHORA te słowa echem odbijają się w mojej głowie jak piłka do tenisa. Milion chorób przychodzi mi na myśl. - Leon kochanie wszystko dobrze?
- Na co?
- Leon nie jestem chora fizycznie tylko psychicznie.- Violetta chora psychicznie? Gdybym nie usłyszał tego od niej to bym zaczął się śmiać bo to nie możliwe.  Przecież po niej nic nie widać.- Mam...to znaczy miałam anoreksję.- Siedzę przez chwilę zszokowany. Przecież to niedorzeczne odkąd pamiętam Violetta miała idealną figurę. Z punktu widzenia faceta jest bardzo atrakcyjną.
- Jak to skarbie?- Zmartwiony kładę dłoń na jej ramieniu i patrzę w oczy.
- Miałam jedenaście lat i ważyłam trochę więcej niż powinnam chłopcy ze szkoły bardzo mi dokuczali z tego powodu. Zaczęło się niewinnie jadłam mniej aż w końcu zaczęłam się głodzić.
- Boże kochanie.- Zmartwiony mocno ją do siebie przytulam.- Nie rób już tego kochanie.- Całuję ją w czubek głowy.
- To dlatego cię unikałam. Bałam się negatywnych komentarzy. Od tamtej pory podchodzę dość nieufnie do ludzi. ale tobie już ufam ty mnie nie skrzywdzisz. Dziewczyna podnosi dłoń ku górze i mierzwi moje włosy. Teraz chyba moja kolej powiedzieć co we mnie siedzi. Ona dała radę to ja też dam.
- Teraz ja ci zdradzę mój sekret.- Biorę wdech i chwilę zastanawiam się jak to zacząć. - Czasami płaczę.
- Dlaczego?- Widocznie przejęta Violetta prostuje się i spogląda na mnie.
- Z tęsknoty kochanie.
- Z kim tęsknisz?
- Za rodzicami nigdy niemieli dla mnie czasu praca była zawsze ważniejsza.- Z mojego oka wypływa łza, którą natychmiast ściera moja ukochana.
- Przy mnie już nie będziesz płakał
 

No te das cuenta, no son compatibles
Quita la venda que a tus ojos impide
 
Wpatruję się w kalendarz pustym wzrokiem dokładnie 18 lat temu urodziłem się. Prezent w postaci sporej sumy pieniędzy od rodziców już dostałem. Nigdy od nich nic nie chciałem prócz miłości  i jakiekolwiek zainteresowania. Jeśli chcieliby mi to dać teraz to by się spóźnili. Zainteresowała się mną babcia a kocha mnie piękna szatynka, z którą spotykam się od pół roku. Dziś z okazji moich 18 urodzin chcę wcielić w życie coś co planowałem od dawna. Wyjechać i zobaczyć kto się mną zainteresuje. Zostawiam tylko kartkę z Voy por ti piosenką napisaną dla Violetty. Biorę walizkę i kitarę. Witaj świecie Leon Verdas nadchodzi. Wyciągam jeszcze telefon i piszę wiadomość do ukochanej.
Nie martw się.
Wrócę skarbie
 
~♥~
Hej.
Nareszcie go dodaję bardzo ale to bardzo długo nad nim pracowałam.
I jestem zadowolona z efektu.
Błędy poprawię jutro bo dziś już nie mam siły.
Btw
Widzieliście teledysk Jorge?
Według mnie to jest złoto i diamenty.
I to tyle więcej nie dam rady napisać bo padam.
Buziaki