sobota, 24 grudnia 2016

Opowieść wigilijna Leona Verdasa


Myślę, że świąteczny OS będzie najlepszym prezentem świątecznym ode mnie dla was. Miłego czytania i niech duch świąt zawsze będzie w waszych sercach. 



 Opowiem wam historię,która wydarzyła się nie pięć nie dziesięć a pięćdziesiąt lat temu. Byłem jeszcze młody i nie myślałem zbyt wiele o przyszłości. A więc...
 Był pierwszy grudnia roku 2016 poszukiwałem nowej sekretarki do mojej firmy. Miałem 26 lat w dość młodym wieku objąłem firmę po moim ojcu. Alex Verdas zmarł gdy miałem 19 lat byłem jego jedynym synem a co za tym szło jedyną osobą, która mogła przejąć jego gigantyczną instytucję. Brakowało mi ojca przez lata nim się obejrzałem stałem się osobą całkowicie pozbawioną uczuć. Jednak o tym później. 
 Siedziałem w gabinecie z okna widać było jak ludzi pochłania przedświąteczna głupawka. Wraz ze śmiercią ojca Boże narodzenie stało się dla mnie niczym. Moja mama wielokrotnie zapraszała mnie na wigilię licząc, że pozna moją wymyśloną przeze mnie narzeczoną. 
- Panie Verdas ktoś do Pana.- Oderwałem się od oglądanie tego co się dzieje za oknem. 
- Proszę przyprowadzić,- Nawet nie spojrzałem na mojego pracownika i zająłem się jakimiś dokumentami. Chwilę czytałem papiery dotyczące stanu zatrudnienia w firmie. Jeśli zarobki nie wzrosną to po nowym roku kilka osób straci pracę. 
- Panie Verdas przyprowadziłem Panię Castillo. Ubiega się o pracę. 
- Dobrze.- Szatynka, średniego wzrostu o głębokim czekoladowym spojrzeniu. która później zawróciła mi w głowie niepewnym krokiem przekroczyła próg mojego gabinetu. 
- Dzień dobry.- Cóż już na samym początku zaimponowała mi. 
- Ubiega się pani o pracę jako moja sekretarka. Jakie ma pani doświadczenie? 
- Zaczynałam dość niewinnie moją pierwszą pracą była posada księgowej w jednej ze szkół. Wychodzę z założenia, że od czegoś trzeba zacząć a żadna praca nie hańbi. Chyba, że pani do towarzystwa.- W tym miejscu zaśmiała się delikatnie. Byłem nieświadom tego, że ten uśmiech będę wspominał do końca życia.- Lecz wracając do tematu. Po pracy w szkolnej księgowości przeniosłam się na stanowisko sekretarki w jednym hoteli jednak nie zabawiłam tam długo gdyż hotel zbankrutował. Następnie pracowałam w kilku biurach. Wczoraj natrafiłam na pańskie ogłoszenie i stwierdziłam, że grzechem byłoby nie skorzystać.- Zaskoczyła mnie. Swoim doświadczeniem jak i osobowością. Byłbym idiotą gdybym nie dał jej tej pracy. 
- Cóż nie pozostaje mi nic innego jak dać Pani tą pracę. Musimy podpisać odpowiednie dokumenty i będzie Pani częścią mojej firmy.
 Wciąż pamiętam jej pierwszy dzień w pracy. Był 10 grudnia jak zawsze punktualnie przekroczyłem próg instytucji, której jestem właścicielem. Jak zwykle w mojej prawej dłoni niosłem gorąca kawę zakupioną w pobliskiej kawiarni. Zamiar wypicia jej w zaciszu mojego gabinetu czytając i podpisując kolejne dokumenty. Drobna szatynka przecięła  mi drogę tym samym wpadając na mnie. W rezultacie gorąca kawa wylała się na moją śnieżnobiałą koszulę jednocześnie parząc mój tors. 
- Tak bardzo cię..to znaczy Pana przepraszam.- Krzyczałbym na każdą inną osobę. W niej było coś co mi nie pozwoliło. Była tak niewinna ja jednocześnie pewna siebie. 
- Proszę do mojego gabinetu.- Ruszyłem do mojego biura po stukocie szpilek wiedziałem też, że kobieta idzie za mną.
- Rozumiem, że zostanę zwolniona. 
- Normalnie bym to zrobił lecz Pani tylko pojedzie do mojego mieszkania po koszulę. Tutaj jest adres i klucze.
 Dni mijały a od wydarzenia z kawą mieliśmy z Violettą coraz to lepszy kontakt. Codziennie po pracy chodziliśmy na spacery. Kontakty szaf-pracownik odeszły w zapomnienie. Byliśmy na etapie przyjaźni. Dnia 21 grudnia odbywałem rozmowę z jednym pracownikiem, której świadkiem była szatynka. Było to coraz częstsze zjawisko, że spędzała czas w moim gabinecie. Nie przesadzało mi to dobrze czułem się w jej towarzystwie. 
- Panie Verdas obiecuję, że to więcej się nie powtórzy. 
- Oczywiście, że się nie powtórzy bo Pan tu już nie pracuje.- Rzekłem i usiadłem w fotelu. Mój były już pracownik opuścił pomieszczenie. 
- Dlaczego to zrobiłeś? Każdy ma prawo się pomylić? 
- Tylko, że jego pomyłka mogła pociągnąć całą firmę na dno. 
- Padro jest jedyną osobą, która utrzymuje jego rodzinę. Ma poważnie chorą żonę i trójkę dzieci. 
- A to już nie jest mój problem. 
- Jesteś chamem, że zrobiłeś mu to tuż przed świętami.- Taki właśnie byłem. Nie obchodzili mnie inni ludzie. A święta nie istniały. 
- Świąt nie ma to tylko chory wymysł ludzi by zrobić sobie wolne. 
- Leon jak to nie ma świąt? Bóg...
- Boga też nie ma gdyby był mój ojciec by nadal żył.
- Nie wiedziałam, że jest aż tak źle.- W tamtej chwili nie wiedziałem o co jej dokładnie chodzi. Zrozumiałem to później. 
 Wigilię jak zawsze spędzałem sam o ile wigilią można nazwać picie whisky w ciszy. Z Violettą nie widziałem się od naszej rozmowy. Wciąż nie wiedziałem o co chodziło w jej słowach. Moją samotność przerwała szatynka od tak wchodząc sobie do mojego apartamentu. Normalnie bym się wściekł ale byłem ciekaw co ma mi do powiedzenia. 
- Ubieraj się. 
- O co ci chodzi? 
- Powiem ci wszystko pod jednym warunkiem pójdziesz ze mną w jedno miejsce.- Nie wiedziałem w co się pakuję jednak moja ciekawość wzięła górę. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Violetta prowadziła mnie przez miasto. Trzymaliśmy się za ręce ktoś powiedziałby, że jesteśmy parą. 
- To tutaj.- Zatrzymaliśmy się pod kościołem. 
- Może na pasterce duch świąt znów zamieszka w twym sercu.- Coś mną kierowało normalnie bym się nie zgodził. Na początku czułem się trochę zagubiony w tym wszystkim jednak z czasem śpiewałem ze wszystkimi kolędy. Kątem oka ciągle obserwowałem moją towarzyszkę. Była uśmiechnięta a jej oczy lśniły jak nigdy dotąd. Przy wyjściu z kościoła zauważyłem bardzo bliską mi osobą. Zdecydowanym krokiem ruszyłem w jej stronę. Dzięki Violettcie przecież normalnie bym się wycofał. 
- Mamo. 
- Leon to naprawdę ty.- Z jej oczu płynęły łzy szczęścia. Dawno zapomniałam jak to jest w ramionach matki. Jak mogłem unikać jej tyle lat? Moja mama nie była tam sama a ja dowiedziałem się, że za kilka miesięcy będę miał siostrę. Gdy moja rodzicielka oddaliła się wraz ze swoim partnerem spostrzegłem, że nie ma przy mnie szatynki. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. Wydawało mi się, że spotkała jakąś znajomą i poszła złożyć jej życzenia. Jak bardzo się myliłem. Ruszyłem samotnie do domu. Święta znów nabrały dla mnie tej samej magii co przed śmiercią ojca. 
- Leon!- I tutaj jest punkt kulminacyjny mojej historii. 
- Tu jesteś.- Posłałem jej delikatny uśmiech. 
- Jak się czujesz? 
- Zaskakująco dobrze. Jakby trochę weselej. 
- Duch świąt. 
- Dziękuję.- Zbliżyłem się na dość małą odległość. Tak bardzo tego chciałem. 
- Leon nie..- Violetta położyła swoją dłoń na mojej klatce piersiowej delikatnie mnie odpychając. 
- Masz kogoś?- Tego bałem się najbardziej.
- Nie. Leon my nie możemy być razem  przynajmniej na tą chwilę. 
- Dlaczego? 
- Każdy ma swojego anioła stróża. Ja jestem twoim. Zostałam zesłana do ciebie by przywrócić w twoim sercu mafię świąt. Udało mi się. Leon teraz musimy się rozstać. Jeszcze kiedyś się spotakamy a tam będziemy razem już na zawsze.- Cała okolica pokryła się jasnym blaskiem. Niebieska jak do tej pory sukienka Violetty zamieniła się w białą. - Do zobaczenia Leon.- Jej pierzaste skrzydła wzniosły ją ku górze. 
 Po tych wydarzeniach znów zatrudniłem Pedro a moje życie zmieniło się. Święta znów się dla mnie najlepszym okresem w roku. Nie opowiadałem tego nikomu bo wzięliby mnie za wariata ale ja po 50 latach nadal pamiętam o Violettcie. Moim aniołku.